Moja stara recenzja z portalu Danse Macabre, ździebko aktualizowana o nowe fakty. Uwielbiam ten horror, ba, to jeden z najbardziej niedocenionych filmów grozy z lat 70-tych.
Kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z Lemorą, owa zjawiskowa postać kobiecego wampira natychmiast mnie zauroczyła. Film ten przez wiele lat był niedostępny na DVD, ja sam miałem go okazję po raz pierwszy zobaczyć w marcu 2004 roku z przegrywanej kasety video, którą przysłał mi ktoś z USA w zamian za inny horror (nie pamiętam już jaki). I już po pierwszym seansie poetycko-oniryczny debiut reżyserski Richarda Blackburna wrył mi się w pamięć na zawsze. Od kilku lat posiadam wydane przez Synapse DVD z tym wspaniałym gotyckim horrorem wampirycznym i co pewien czas go odświeżam. I mój zachwyt wciąż nie mija.
Trzynastoletnia dziewczynka ("śpiewający anioł") Lila Lee otrzymuje list od tajemniczej Lemory, która zaprasza ją do siebie pod pretekstem odwiedzin jej ojca-gangstera, znajdującego się na łożu śmierci. W trakcie podroży autobusem przez tonący w ciemności las Lila staje twarzą w twarz z upiornymi lykantropicznymi straszydłami. Mimo czyhających na nią niebezpieczeństw udaje jej się dotrzeć cało do położonej wśród moczarów posiadłości tytułowej Lemory. Sama Lemora jest niezwykle złowieszczym charakterem - potrafi być uwodzicielska i powabna, ale jednocześnie bije od niej delikatna woń śmierci. Poznajemy również jej dzieci stanowiące legion małych krwiopijców. Początkowo Lila nie jest świadoma niebezpiecznej aury, jaka roztacza wokół siebie Lemora, ale z czasem udaje jej się odkryć ohydny sekret tej dziwacznej bladolicej wampirzycy. Przestraszona Lila podejmuje ucieczkę, ale czy nie jest już za późno?
Debiutującemu reżyserowi Richardowi Blackburnowi udało się wykreować atmosferę baśniowej grozy i niesamowitości, która przypomina mi najlepsze dzieła Mario Bavy czy najlepsze produkcje ze stajni Hammera. Film obfituje w wiele przerażających scen, które potrafią przyprawić o dreszcze. Znalazło się w nim również miejsce na odrobinę makabry i kilka delikatnych podtekstów erotyczno-lesbijskich. No i trzeba zwrócić uwagę na kolorystykę filmu, która kojarzy mi się z malarskością "Suspirii" (1977) Dario Argento.
Ale to nie wszystko, bowiem "Lemora" jest horrorem bogatym w symbolikę. Lila porzuca dotychczasowy azyl, który zapewniał jej ochronę i bezpieczeństwo po to, aby wkroczyć w przerażający (ale jakże kuszący) świat śmierci, przemocy, ciemności i cielesnej żądzy. W wyniku ciągłej walki o przetrwanie następuję przemiana głównej bohaterki z młodziutkiej, naiwnej dziewczynki w dojrzałą kobietę, która widziała i odczuła śmierć. "Lemora" akcentuje wyraźnie również motyw poznawania samego siebie, odkrywania naszej złej natury, która przecież tkwi w każdym z nas. Cheryl 'Rainbeaux' Smith jest zjawiskowa w głównej roli; piękna i zapomniana aktorka o smutnym, pełnym wrażliwości spojrzeniu. Lesley Gilb w roli odzianej w czerń wampirycznej Lemory także do zapamiętania.
Scenarzysta i reżyser "Lemory" Richard Blackburn oraz producent Robert Fern pragnęli zdyskontować kasowy sukces "Count Yorga, Vampire" (1970) Boba Kelijana. Pierwszy pokaz filmu okazał się fiaskiem, potem rozpoczęły się problemy z dystrybutorem w rezulatcie których film został na wiele lat zapomniany. Tim Lucas, autor przepastnej encyklopedii o Mario Bavie "All the Colors of the Dark" określił horror Blackburna jako "szepczący dreszcz klasyków Vala Lewtona i filmów grozy Curtisa Harringtona". Przy realizacji mrocznej historii dziecięcego strachu Blackburn inspirował się jednym z najsłynniejszych opowiadań Lovecrafta "Widmo nad Innsmouth", "Nocą myśliwego" (1955) Charlesa Laughtona oraz subtelnym opowiadaniem Arthura Machena "The White People" o satanicznej inicjacji młodej dziewczyny wychowywanej przez nianię. Straszliwa podróż autobusem przez gęstniejącą ciemność leśnej głuszy oraz odkrycie przez Lilę Lee pamiętnika to oczywiste nawiązanie do "Draculi" (1931) Todda Browninga.
Co znamienne, w horrorze młodego reżysera pojawia się koncept walki wampirów z wilkołakami – na 30 lat przed przereklamowanym neo-gotyckim cyklem "Underworld". Samą postać Lily Lee można śmiało uznać za symbol dziecięcego lęku przed śmiercią i skorumpowaniem osobowości. Oddajmy zatem głos reżyserowi filmu Richardowi Blackburnowi: "Przemiana w wampira nie jest pozytywna. Bardziej interesowało mnie pytanie: dlaczego? Nie ma wśród nas ludzi absolutnie dobrych, a ci, co wierzą, że tacy są, stają się bardziej podatni na zło, niż ci, co z tego nie zdają sobie sprawy."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz