Czy muzyka disco z lat 70-tych i 80-tych jest w stanie popchnąć kogoś do serii morderstw? Nie wykluczają tego twórcy niezależnego kanadyjskiego slashera "Discopathe", w którym discopatyczny morderca zostawia za sobą pomordowane ofiary w Nowym Jorku i Montrealu. Kim jest ów zaburzony emocjonalnie osobnik? Poznajemy Duane'a Lewisa (Jérémie Earp-Lavergne) w obskurnej nowojorskiej smażalni burgerów. Nieśmiały i wycofany chłopak traci pracę gdy trójka nastolatków celowo puszcza mu kawałek disco. W końcu można się zirytować. Mnie też wkurzają nastoletni hip-hopowi didżeje, którzy "umilają" mi czas, gdy jadę gdzieś autobusem/tramwajem/metrem. Po opuszczeniu pracy Duane wpada w oko pewnej jeżdżącej na wrotkach dziewczynie. Niewiasta (co rzadko spotykane!) pierwsza inicjuje kontakt i zaprasza Duane'a do nocnego klubu na disco. Pulsująca w blasku neonów muzyka budzi jednak w chłopaku mordercze skłonności. Duane zabija partnerkę i ucieka z miejsca zbrodni. Kupuje bilet w jedną stronę do Montrealu i tam udając głuchego niemowę znajduje pracę w katolickiej szkole dla dziewcząt jako techniczny. Katolicka szkoła to dla Duane'a źródło pokus i udręki: krótkie spódniczki uczennic czy uwodzicielskie nauczycielki... oraz muzyka disco. Puszczenie tanecznego kawałka przez dwójkę dziewcząt o skłonnościach lesbijskich kończy się dla Duane'a podwójnym morderstwem i dekapitacją tychże, a także zabraniem ich głów jako trofeum. Porwana zostaje także jedna z nauczycielek. Policja kanadyjska wpada jednak na trop discopaty!
Sympatyczny slasher "Discopathe" w reżyserii Renauda Gauthiera stanowi ewidentny hołd dla kina eksploatacji z lat 70-tych i wczesnych lat 80-tych, a także dla niskobudżetowych slasherów np. "Maniac" (1980), "The New York Ripper" (1982) czy "Don't Go in the House" (1980), w którym w pamiętnej scenie mający obsesję na punkcie ognia Donny Kohler podpala włosy młodej kobiety w trakcie zabawy w nocnym klubie. I w tym przypadku mamy do czynienia z przeszłą traumą, która stała się dla Duane'a źródłem morderczych skłonności. Muszę przyznać, że oglądając pełnometrażowy debiut Renauda Gauthiera bawiłem się wyśmienicie. "Discopathe" jest horrorem oryginalnym, żartobliwym, nostalgicznym i ujmująco wręcz absurdalnym. Sporo makabry np. okaleczanie zwłok przy pomocy winylowych płyt, ale efekty gore nie zawsze są przekonywające. Mimo że nie jestem wielbicielem muzyki disco z lat 70-tych muszę przyznać, że soundtrack do "Discopathe" jest uroczy. Usłyszmy nawet soft rockowy przebój Kiss "I Was Made for Lovin' You" z 1979 roku, czyli z czasów "Gorączki sobotniej nocy". Nadaje to filmowi feelingu rodem z disco-centrycznych lat 70-tych. Młodziutkie roztańczone dziewczęta, stroboskopowa orgia neonów i krwawe sceny morderstw. Czego chcieć więcej? 80 minut godziwej rozrywki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz