niedziela, 2 listopada 2014
Horrorowy weekend: "Wrong Turn 6" (2014) i "Across the River" (2013)
Halloween już co prawda za nami - ostatecznie nie udało mi się 31 października obejrzeć żadnego filmu grozy, ale nadrobiłem w Zaduszki. Zaczynamy.
"Wrong Turn 6: Last Resort" (2014, reż. Valeri Milev) - Szósta część popularnej serii horrorów o kanibalistycznych mutantach kryjących się po lasach i polujących na ludzi. Na otwarcie otrzymujemy krwawy mord dokonany na dwójce rowerzystów, którzy wcześniej uprawiali seks w gorącym źródle. Potem pojawia się Danny (Anthony Llott) z dziewczyną Toni i grupką przyjaciół. Borykający się z problemami emocjonalnymi chłopak dziedziczy okazały hotel uzdrowiskowy w Hobbs Springs od rodziny, której nie zna. Nie ma to jak więzy krwi. Jego nowa rodzina obejmuje Sally (Sadie Katz) i Jacksona (Chris Jarvis), brata i siostrę żyjących w kazirodczym związku. Toni staje się podejrzliwa i ma rację, gdyż szybko okaże się, że Sally i Jackson są spokrewnieni z kanibalistycznymi mutantami One Eye i Three Finger. Kiedy towarzysze Danny'ego zaczynają ginąć w makabryczny sposób nie wiadomo po czyjej stronie stanie Danny. Dowiemy się tego w finale.
Seks, gore i wymyślne sceny śmierci. Z tego słynie seria "Wrong Turn", ale w szóstce rzezi jest mniej niż w poprzednich częściach. Chociaż muszę przyznać, że scena z eksplozją ciała po wlaniu ofierze litrów wody z węża pożarniczego do tyłka robi wrażenie. Postaci są irytujące, fabuła jest momentami przekombinowana i w dodatku sporo zapożycza z "Texas Chainsaw 3D" (2013). Nie miałem okazji widzieć "Wrong Turn 5", swoją przygodę z "Drogą bez powrotu" zakończyłem na czwórce. Może to i dobrze, ale coś mnie podkusiło, żeby obejrzeć szóstkę. Trochę się zawiodłem, choć w filmie gore, seksu i golizny nie brakuje. Szkoda tylko, że fabularnie film nie powala, ba, momentami ma się wrażenie sporego déjà vu. Jestem jednak pewien, że w niedalekiej przyszłości powstanie siódma część cyklu. Pytanie tylko po co?
"Across the River/ Otre il Guado" (2013, reż. Lorenzo Bianchini) - Chciałem coś obejrzeć z włoskiej grozy i wybór padł na "Across the River" w reżyserii Lorenzo Bianchini. Marco (Marco Marchese) jest etologiem, który pracuje w leśnych ostępach na granicy Włoch i Słowenii. Jego rolą jest doglądanie dzikiej zwierzyny, monitorowanie jej aktywności za pomocą kamer i nadajników GPS. Lecz w nocy coś zaczyna Marco niepokoić: słyszy kobiece krzyki dochodzące z lasu. Woda leśnego strumienia niesie zagadkowe damskie okrycia. Marco odnajduje także zwłoki zmasakrowanych zwierząt w opuszczonej przez ludzi wiosce. Przeglądając nagrania z kamer naukowiec widzi dwie długowłose dziewczęta paradujące po lesie w nocy. Kim są owe niewiasty i jaka złowieszcza tajemnica się z nimi wiąże?
Spokojny, acz perfekcyjnie zrealizowany horror z dużą dawką niedopowiedzeń. Jaka odmiana po dość krwawym "Wrong Turn 6". Tempo akcji bywa momentami ospałe, ale ogromnym plusem filmu jest lokalizacja, a zwłaszcza rozkładające się ruiny wioski w lesie. "Across the River" wydaje się być horrorem minimalistycznym, co jednak działa na jego korzyść. Znakomita kreacja aktorska Marco Marchese: facet gubi się w lesie, jest kompletnie sam i nie ma pojęcia co go czeka. W "Across the River" nawet subtelne niuanse mają znaczenie, a niektóre sceny powodują ciarki na plecach. Zmaganiom Marco z dojmującą samotnością (i ledwo namacalną grozą) towarzyszy znakomita ścieżka dźwiękowa Stefano Sciascia. Subtelny i sugestywny horror dla widzów, którzy lubią się bać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz