poniedziałek, 16 września 2013

Muzyczne odkrycie na dziś: Irkallian Oracle





























Irkallian Oracle. Na tą nazwę natknąłem się dzisiaj szukając czegoś z pogranicza death metalu, black metalu i doom metalu z okultystyczno-rytualnym zacięciem. Kapela ze szwedzkiego Gothenburga, tworzy ją trzech jegomości kryjących się za czarnymi habitami. Ich debiutancka płyta "Grave Ekstasis" (2013) to kawał miażdżącego black/death metalu w stylu Necros Christos czy Dead Congregation. Słuchając 5 kawałków z debiutu Irkallian Orcale ma się wrażenie uczestnictwa w jakimś skrajnie odhumanizowanym rytuale oczyszczenia. Z głośników wylewa się płynna magma brutalności, doomowe zwolnienia powodują ciarki na plecach, a całość szczyci się soczystą produkcją. Wokalnie mariaż między potężnym growlingiem a black metalowym jadem. Praca perkusisty bez zarzutu, ba, czasem autentycznie hipnotyzuje. Takie debiuty lubię: z jednej strony doomowy brud, z drugiej intensywna rzeź a la Portal czy Diocletian. I do tego iście fantasmagoryczna atmosfera. Na plus także użycie szamańskich bębnów, tybetańskich czar, dzwonów, tamburyny oraz ezoterycznego języka w warstwie lirycznej.

Irkalla była mityczną krainą podziemi starożytnych Babilończyków nad którą pieczę sprawowała bogini Ereshkigal. W eposie Gilgamesz Irkalla jest Królową Ciemności, a z jej chtonicznego królestwa nie ma powrotu. Tam, do świata podziemi dostała się bogini Innana (Isztar), młodsza siostra Ereshkigal, by stanąć przed jej złowieszczym obliczem. Koncept "Grave Ekstasis" opiera się na stadiach spirytualnej dekonstrukcji i puryfikacji w celu osiągnięcia stanu mistycznej transcendencji i tym samym wyzbycia się żałosnego ludzkiego "ego", sięgnięcia Otchłani i wysłuchania tego, co ma do powiedzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz