poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Bloodstained, Mordhell, Bloodthirst i Voidhanger w Bazylu, 18.04.2015 (fotorelacja)



















Chainsaw Metal Slaughter Vol. XXIII już za mną - co roku staram się być na owej cyklicznej imprezie goszczącej kapele grające dziki i bezkompromisowy metal. W tym roku hordą zamykającą koncert został Voidhanger z Bytomia, a że ich ostatni album "Working Class Misanthrophy" (2013) uważam za doskonały nie mogłem sobie odpuścić zmierzenia się z wściekłością metalu Voidhanger na żywo. Nadto miło było zobaczyć się ze znajomymi i poznać nowych. Tym razem obyło się bez irytujących obsuw, a i atmosfera w trakcie gigów była sympatyczna.

Jako pierwsi dali czadu Wielkopolanie z Bloodstained. Nie do końca przemawiają do mnie hybrydy death metalu i hardcore'a, ale króciutki i cholernie intensywny gig Bloodstained odebrałem pozytywnie. Muzycy z Poznania i Leszna zaprezentowali na żywo 8 kawałków (m.in. "Negativity"), w tym numery z ich najnowszego wydawnictwa "Headless Kingdom". Wokalista Bloodstained miał na sobie koszulkę francuskiego Kickback - od razu przypomniał mi się znajomy, który przed laty zapoznał mnie z morderczym i nihilistycznym hardcorem Francuzów.

Drugim zespołem, który zagrał w Bazylu byli poznaniacy z black metalowego Mordhell. Podoba mi się ich muzyka - to obskurny i ortodoksyjny black metal flirtujący z satanizmem, alkoholowym upodleniem i seksualnymi perwersjami, acz zagrany z punkową zadziornością i rock'n'rollowym feelingiem. Krótkie, pełne agresji kompozycje, upiorny wygląd muzyków, bluźniercze liryki i tytuły ("Whore", "Scum of the Earth", "Fucking Christian Whore") oraz ogromna dawka Piekła. Mordhell przez spragnioną black metalu publikę został przyjęty nader gorąco.

Trzecią kapelą (skądinąd dobrze znaną i cenioną w poznańskim środowisku metalowym) był Bloodthirst. Trudno nie lubić muzyki Bloodthirst, gdyż na żywo to jest czysta thrash metalowa dewastacja, mocno osadzona w korzeniach gatunku, acz jednocześnie niosąca za sobą powiew świeżości. Brutalne, kaleczące riffy, wściekłe tempa, doskonała praca perkusji Mintaja plus absolutny jad wokalny Rambo. Szczerze mówiąc największe wrażenie w Bloodthirst robią na mnie właśnie maniakalne, straszliwie zadziorne wokale. Pod sceną kotłowanina, wciąż na mnie ktoś napierał, zatem trudno było robić jakieś przyzwoite zdjęcia. Set-lista następująca: "Hateful Antichristian Thrash" (czyli dosłownie esencja twórczości Bloodthirst), "Ofiara", "Crush the Bastard Nazarene", "Intro - The Coven", "Wine for the Insane", "Chalice of Contempt", "Let Him Die", "Imaginary Reasons", "One with the Dark" i "Outro".

Na sam koniec Voidhanger z Bytomia, w skład którego wchodzą muzycy Massemord, Infernal War, Iperyt czy Odrazy (nie mogę się już doczekać zakupu "Axiom" Infernal War). No i czara wściekłości została wylana, gdyż black/thrash/death metal to trucizna w najczystszej postaci. W muzyce Voidhanger kryje się okrutna wręcz dawka bezlitosnej agresji i mizantropii. Oczywiście zgromadzeni w Bazylu fani dali się ponieść temu tsunami morderczej energii. Voidhanger zagrał m.in. numer tytułowy z "Working Class Misanthrophy", "Silent Night, Deadly Night (25.12.1976)", "Song for Lennon" czy w końcu wyskandowany "Dni szarańczy". Jestem kontent, że wreszcie mogłem się skonfrontować z bestialską muzyką Voidhanger na żywo.

Prawie zawsze gdy wracam nocnym (linia 239) po koncercie coś musi mi się przydarzyć, więc na sam koniec drobna historyjka. Wysiadłem z 239 na Krzyżownikach i z buta do domu. Po drodze mijam krzaki, patrzę i zatrzymuje się jak wryty. W krzakach stoi młoda dziewczyna, lekko pochylona. Pytam się czy z nią wszystko w porządku. Ona odpowiada, że tak, ale złapały ją nudności. Po-imprezowe, rzecz jasna. Idziemy obok siebie przez chwilę i rozmawiamy. Ona zwraca się do mnie per Pan i dziękuje mi, że wykazałem zainteresowanie. Odrobina empatii wobec obcych nie zaszkodzi, a że zazwyczaj w nocy obserwuje otoczenie jestem wyczulony na to, co zauważę. Żegnam się z nią i idę w kierunku Baranowa, nieznajoma idzie prosto w kierunku Przeźmierowa. Nie zapytałem jej nawet o imię, a szkoda. Potem jeszcze widzę na polu sarnę, która zanim zdążę zrobić jej zdjęcie oddala się w mrok. Zatem bądźcie czujni. Zwłaszcza nocą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz