Przez Polskę przetacza się właśnie trasa koncertowa Moanaa, Mord'A'Stigmata i Blaze of Perdition pod szyldem Days of No Light 2015. Jako że koncerty metalowe lubię i od czasu do czasu (jeśli akurat czas i środki finansowe na to pozwalają) na nich bywam i tym razem postanowiłem pójść do Bazyla, zwłaszcza że byłem ciekawy występu Blaze of Perdition, gdyż nigdy nie widziałem black metalowców z Lublina na żywo. Przed klubem stawiłem około 18.20, czyli nad wyraz wcześnie. Pogadałem trochę ze znajomym, wypiłem piwko, wypaliłem kilka papierosów (na co dzień nie palę, folguję sobie w trakcie koncertów i spotkań towarzyskich) i udałem się do klubu. Od szefa Wszechpotężnej zakupiłem Mord'A'Stigmata "Our Hearts Slow Down" (2015) i Blaze of Perdition "Near Death Revelation" (2015) i czekając na innych zacnych znajomych powłóczyłem się po klubie. Włóczęga nie trwała jednak długo, bo tym razem Moanaa zaczęła grać bez zbędnych obsuw, choć jeszcze w trakcie ich koncertu można było zauważyć pustki pod sceną. Miałem okazję niejednokrotnie przesłuchać ich pełnometrażowy debiut "Descent" (2014) i to całkiem porządny kawał potężnego post-metalu. Doskonałe zbalansowanie delikatniejszych post-rockowych fragmentów z gniotącym ciężarem sludge metalu. W trakcie obcowania z muzyką Moanaa na żywo ma się wrażenie ciągłego płynięcia tych kompleksowych i brutalnych dźwięków. Poszczególne utwory Moanaa są doskonale zaaranżowane i absorbują słuchacza kompletnie. Koncert zespołu z Bielsko-Białej, choć dość krótki był dla mnie pozytywnym doświadczeniem i mówię to jako osoba, która sporadycznie sięga po sludge/post-metal, gdyż uważam że ów gatunek obecnie popada w coraz większą stagnację i monotonię.
Po Mord'A'Stigmata wiedziałem czego się spodziewać i oczywiście się nie rozczarowałem. Awangardowy, kipiący od niepokoju, przesycony chorobliwym nastrojem black metal muzyków z Bochni wwierca się w mózg i nie potrafi go długo opuścić. Życzę sobie aby muzyka Mord'A'Stigmata dalej pogrążała się w tej wyniszczającej ciało i umysł malarycznej chorobie. Oprócz numerów z "Ansia" (np. "Shattered Vertebrae of the Zodiac") zakapturzeni muzycy zaprezentowali także "The Mantra of Anguish" i "Those Above" z najnowszej EP-ki. Zwłaszcza ten pierwszy utwór od dłuższego czasu chodzi mi po głowie - tak miałem też z "Inkaust". To oznaka świetnej kapeli, która umie tworzyć dźwięki niebanalne, wymagające skupienia, absorbujące i wciągające. Ze względu na zadymienie sceny zdjęcia mam kiepskie, ale po prostu tak ma być. Tutaj liczy się muzyka, a nie jakieś szaleństwa na scenie.
Blaze of Perdition zaczęli grać krótko przed 22, a skończyli dokładnie o godzinie 22:47. Byłem ciekaw jak Lublinianie zaprezentują się na scenie i jaka jest ich forma koncertowa po tragicznym wypadku samochodowym w Austrii 2 listopada 2013 roku, w którym zginął basista zespołu Wojciech Janus, a ciężko ranni zostali wokalista Sonneillon oraz perkusista Wizun. W 2015 roku do składu Blaze of Perdition dołączył gitarzysta Devasto, a obowiązki wokalne Sonneillona (który z powodu stanu zdrowia zaśpiewał jedynie na inaugurującym trasę koncercie lubelskim) przejął enigmatyczny Rattenkönig (podobno Namtar z Furii i Massemord). I muszę przyznać że Król Szczurów dał radę. Blaze of Perdition zabrzmieli brutalnie i intensywnie, choć momentami gitary były nieczytelne i zlewały się w morderczą ścianę hałasu. Zwróciłem uwagę na czerep rogatego otoczony czarnymi świecami oraz na fantastycznie upiorną maskę Rattenköniga. Chciałbym taką mieć. Reasumując, udany koncert, czuć było u członków Blaze of Perdition głód grania na żywo. Czekam na ich kolejną trasę i przyszłe wydawnictwa BoP. Set-lista kapeli (nie dam sobie głowy uciąć że pewna): "Abbey of the New Dawn", "Into the Void Again", "When Mirrors Shatter", "Between Two Crescent Moons", "Dreams Shall Flesh", "Cold Morning Fears", "Królestwo niczyje".
Widze, ze impreza udana. Tutaj moja krótka relacja z Warszawy http://gloriametalus.blogspot.com/2015/11/koncert-moanaa-mordastigmata-blaze-of.html pozdr Łukasz
OdpowiedzUsuńDzięki za link. Przeczytam jak było w Warszawie.
Usuń