środa, 27 stycznia 2021

Władcy chaosu/ Lords of Chaos (2018) - recenzja

                                                                    

Długo wstrzymywałem się z obejrzeniem "Władców chaosu", gdyż natknąłem się tu i ówdzie na negatywne recenzje. Jednak film Jonasa Akerlunda, współzałożyciela Bathory i reżysera m.in. słynnego klipu "Bewitched" Candlemass wart jest obejrzenia, gdyż zadaje pytanie: czy ów 'prawdziwy' norweski black metal (reprezentowany m.in. przez Mayhem, Burzum, Thorns, itd.) był zjawiskiem autentycznym czy może sprytnym marketingiem prowadzącego Helvete Euronymousa? Faktem jest, że niektórzy black metalowcy (Dead, Varg, Bard Faust) potraktowali antyludzkie, destrukcyjne i antyreligijne deklaracje będące spoiwem black metalu zbyt serio, co doprowadziło do samobójstwa, palenia kościołów i dwóch bezsensownych morderstw. Burzliwa historia narodzin norweskiego black metalu jest dobrze znana. Nie ma sensu jej tutaj szczegółowo przytaczać. W "Lords of Chaos" podobało mi się przedstawienie Euronymousa jako sprawnego, obytego w marketingu biznesmena, który dążył do tego, by Mayhem był zespołem o ekstremalnej reputacji. Stąd chociażby robienie zdjęć post-mortem Deadowi. Kiedy trzeba "Lords of Chaos" potrafi być filmem ironiczno-zabawnym. Z drugiej strony są w tym filmie samobójstwo i dwa morderstwa (homoseksualisty w Lillehammer i Euronymousa przez Varga). Są to sceny mocne i brutalne, nie dla ludzi o słabych nerwach. Zwłaszcza akt samobójczy Deada był bardzo nieprzyjemny. Do zapamiętania ścieżka dźwiękowa "Lords of Chaos", na której znalazło się sporo dobrych kawałków metalowych m.in. Mayhem, Sodom, Sarcofago, etc. Zaskoczeniem było użycie "Host of the Seraphim" Dead Can Dance w scenie, gdy Varg i Snorre zmierzają samochodem do Euronymousa. Zabrakło mi natomiast w scenariuszu naświetlenia tego, co skłoniło grupę nastolatków do grania black metalu i kultywowania ekstremalnej postawy rebelii, nihilizmu i przemocy. Euronymousowi zależało na tej ideologii, ale traktował ją jako zabawę, narzędzie marketingowe; Varg zaś potraktował ją dosłownie.

Mam wrażenie, że "Lords of Chaos" przeznaczony jest raczej dla ludzi dopiero zaczynających swoją przygodę ze skandynawskim black metalem, a nie dla black metalowych ortodoksów. Poza tym to film fabularny, a nie dokument, stąd spłycenie niektórych wątków i postaci. Jeśli chcielibyście dowiedzieć się dużo więcej o narodzinach i ekspansji norweskiego black metalu to polecam dokumenty stacji NRK "Helvete". Oczywiście były w "Lords of Chaos" elementy, które nie do końca mi przypasowały np. Emory Cohen jako Varg Vikernes czy przedstawienie Snorre z genialnego Thorns jako idioty. No cóż, nie jest to film idealny, ale oglądałem go z niesłabnącym zainteresowaniem.

EDIT: W rzeczy samej kiedy Snorre wraz z Vargiem jechali w odwiedziny do Euronymousa to słuchali Dead Can Dance. Mały niuans, ale zgodny z prawdą - potwierdzony w książce "Lords of Chaos" (1997).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz