wtorek, 17 września 2013

The Lords of Salem/ Władcy Salem (2012) - recenzja






Zwlekałem z obejrzeniem najnowszego horroru Roba Zombie ("Halloween", "Halloween 2",  "Bękarty Diabła"), gdyż nie jestem fanatycznym fanem filmów ex-muzyka The White Zombie. Tym razem Zombie postanowił się zmierzyć z horrorem satanicznym a la "Dziecko Rosemary". Jak wyszło? Strawnie i dość bluźnierczo, ale bez rewelacji.

W roli głównej w "The Lords of Salem" została znowu obsadzona bezbarwna żona Roba, Sherii Moon Zombie. Wciela się ona w postać Heidi, radiowego DJ-a z dredami, który wespół z Kenem Foree ("Świt umarłych" George'a A. Romero, "From Beyond" Stuarta Gordona) i brodatym Jeffem Danielem Phillipsem prowadzi rockową audycję w Salem, Massachusetts. Kobieta jest także ex-narkomanką i próbuje walczyć z dawnym nałogiem. Pewnego dnia przebywając w rozgłośni otrzymuje w drewnianym pudełku winylową płytę zagadkowego zespołu The Lords. Okazuje się, że na płycie znajdują się iście szatańskie dźwięki, które ją hipnotyzują (nie mają one jednak nic wspólnego z black metalem :-)). Utwór znajdujący się na płycie to diabelska dźwiękowa inwokacja sięgająca czasów egzekucji wiedźm w Salem (1692 rok) i mająca za zadanie wprowadzić w trans kobiety zamieszkujące miasteczko. Kawałek zostaje puszczony i salemskie kobiety popadają w zbiorową hipnozę i stają się sługami Szatana. Natomiast Heidi zaczyna miewać coraz bardziej złowieszcze i lubieżne wizje. W dodatku właścicielka jej domu (Judy Geeson, "Inseminoid" aka "Horror Planet", "Fear in the Night" z wytwórni Hammer) oraz jej dwie siostry (Dee Wallace Stone - pamiętacie "Skowyt" Joe Dantego? i Patricia Quinn) roztaczają nad Heidi opiekę. Iście wiedźmią opiekę. Kim są zatem tajemniczy The Lords, którzy mają zagrać koncert w Palladium?

Nie mam nic przeciwko horrorom Roba Zombiego. Szanuję tego faceta za jako fana horroru, który kręci horrory właśnie dla innych fanów takich jak ja. Szanuję go także za to, że nie przejmuje się polityczną poprawnością i obsadza swoje filmy aktorami znanymi z kultowego kina grozy lat 70-tych i 80-tych. Stara się też podrobić nastrój kina grozy z tamtych lat, choć w tym akurat przypadku uważam, że nie do końca mu się to udaje, gdyż po prostu nie da się tego klimatu podrobić w XXI wieku. Nie da i tyle. "The Lords of Salem" oddaje pokłony satanicznym horrorom z lat 70-tych, a zwłaszcza "The Sentinel" (1977) Michaela Winnera i "The Devils" (1971) Kena Russella. Widać również inspirację w zakresie scenografii, operowania kolorami i prowadzenia niektórych ujęć "Suspirią" (1977) Dario Argento i "Lśnieniem" (1980) Stanleya Kubricka. Zombie rezygnuje z brutalności i gore na rzecz próby wykreowania umiarkowanie złowieszczej atmosfery. Kilka scen i partii dialogowych jest dość bluźnierczych np. Sherri uprawiająca seks oralny z księdzem czy kalejdoskop wizyjnych ujęć w psychodelicznej końcówce, ale film jest raczej bezkrwawy w porównaniu do wcześniejszych dokonań reżysera. Klątwa rzucona przez wiedźmy z Salem nasuwa mi na myśl "The City of the Dead" (1959) oraz "Black Sunday" (1960) Mario Bavy z Barbarą Steele. Problemem jest natomiast zakończenie, które rozczarowuje, gdyż zmierza donikąd. Wielki plus za Bruce'a Davisona (wiodąca postać w horrorze "Willard" z 1971 roku) jako podstarzałego muzealnika i eksperta od okultyzmu, który powoli dochodzi do rozwiązania tajemnicy The Lords oraz za Meg Foster w roli czarownicy Morgany ("Ojczym II", "Oni żyją"). Do zapamiętania wspomniane uprzednio Dee Wallace Stone, Patricia Quinn i Judy Geeson, a także epizodyczny Andrew Prine ("Grizzly", "Barn of the Naked Dead") i Maria Conchita Alonso ("Uciekinier", "Pamięć absolutna"). Sida Haiga i Michaela "Wzgórza mają oczy" Berrymana nie wypatrzyłem.

Do posłuchania utwór Roba Zombie zatytułowany "Lords of Salem":

https://www.youtube.com/watch?v=vV0NoICl7cE

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz