wtorek, 10 czerwca 2014

Mayhem "Esoteric Warfare" (2014) - recenzja




















Z przyczyn wyjazdowych nie mogłem uczestniczyć w warszawskim koncercie Mayhem 29 maja 2014 roku, kiedy legenda norweskiego black metalu dzieliła scenę z Merrimack i Voidhanger. Nie pozostało mi więc nic innego, niż poczekać na premierę piątego albumu studyjnego Mayhem "Esoteric Warfare", która miała miejsce 6 czerwca. Wcześniej zaznajomiłem się jedynie z premierowymi "PsyWar" i "Trinity". Byłem ciekaw jak zaprezentuje się Mayhem na nowym krążku - 7 lat od czasów nagrania świetnego "Ordo ad Chao" (2007), który to album bardzo cenię (w dużej mierze za obskurne piwniczne brzmienie i niepokojący nastrój). Oczywiście byłem też świadom, że Mayhem pewnie mnie zaskoczy, gdyż zespół od lat dowodzony przez Hellhammera i Necrobutchera nie nagrywa jednakowych płyt. I rzeczywiście "Esoteric Warfare" jest dla mnie całkiem sporym zaskoczeniem. I jednocześnie wprawia w niemałe zakłopotanie.

Na "Esoteric Warfare" Mayhem nie zna litości obracając w perzynę wszelkie oczekiwania. 10 utworów ezoterycznej machiny wojennej przetacza się po słuchaczu niczym walec. Mayhem w 2014 roku wciąż jest pełen nienawiści i nihilizmu, ale w przypadku "Esoteric Warfare" jeszcze śmielej niż na "Ordo ad Chao" czy "The Grand Declaration of War" wspina się na wyżyny obłędu pulsując od rytmicznych nieregularności i gwałtownych zmian tempa. Po odejściu Rune Blasphemera Eriksena w 2008 roku Mayhem zapadł w hibernację i nie było wiadomo kiedy się z niej wybudzi. Godnym następcą Blasphemera stał się Teloch (Morten Iversen, Nidingr, The Konsortium, ex-Gorgorth, God Seed, 1349), który w 2012 roku wespół z Attilą Cssiharem powoli zaczęli komponować materiał zawarty na "Esoteric Warfare". W trakcie słuchania "EW" można od razu wyczuć, jak znakomitym gitarzystą jest Morten Iversen (posłuchajcie chociażby morderczego dysonansowego riffowania w podszytym nieco Thorns "PsyWar" czy "Corpse of Care" - ja nie mam pytań). Oczywiście nie zabrakło na "Esoteric Warfare" ciągotek progresywnych, które możemy zwłaszcza usłyszeć w dwóch aranżacyjnych majstersztykach: "MILAB" i "Posthuman". Poza tym to, co wyprawia Hellhammer na bębnach nierzadko wprawia w osłupienie; truizmem jest powiedzenie, że to perkusyjny geniusz. Jeśli Hellhammer dewastuje gary to Attila w perfekcyjny sposób znęca się nad swoimi strunami wokalnymi oferując upiorną gamę black metalowych skrzeków, demonicznych growli, gardłowych jęków, warknięć i zawodzeń. Facet jest po prostu unikalny w tym co robi! Produkcja jest kliniczna, selektywna, klarowna (doskonale słychać bas Necrobutchera), cztery pierwsze utwory na "Esoteric Warfare", a mianowicie "Watcher", "PsyWar", "Trinity" i "Pandaemon" to konkretne black metalowe agresory. Norweski Mayhem istnieje od 30 lat, historia tego zespołu jest burzliwa, obfitująca (o czym zdaje sobie sprawę każdy fan black metalu) w samobójstwa i morderstwa, niemniej wszystkie pełnometrażowe albumy Mayhem począwszy od "De Mysteriis Dom Sathanas" (1994) są nieszablonowe, kipiące wściekłością i jadem, a także innowacyjne, wyznaczające trendy. Temu nie da się zaprzeczyć.

Dodatkowy kciuk w górę za tematykę zrytualizowanej kontroli umysłu ogłupiałych mas, która przewija się przez "Esoteric Warfare" i za znakomite ilustracje & cover płyty autorstwa Zbigniewa Bielaka.

Odsłuch: https://www.youtube.com/watch?v=Nk2i0sS1Gmo
https://plus.google.com/+TheTrueMayhemOfficial/posts
http://instagram.com/thetruemayhem#
http://thetruemayhem.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz