sobota, 7 czerwca 2014

Evil Dead Trap (1988) - recenzja



















Po projekcji japońskiego krwawego slashera "Evil Dead Trap" (na rodzimym Filmwebie tytuł przetłumaczono jako "Diabelska pułapka") naszła mnie taka refleksja, iż opuszczone miejsca są idealnymi lokalizacjami pod horror. Tanie, nierzadko położone na obrzeżach wielkich miast, niszczejące, zatęchłe i mroczne. Czego chcieć więcej. "Evil Dead Trap" (1988) w reżyserii Toshiharu Ikedy zrealizowano w ruinach opuszczonej bazy militarnej. Po raz pierwszy zetknąłem się z tym horrorem wiele lat temu, a konkretnie 5 czerwca 2003 roku. I już wówczas utkwił mi on w pamięci. Doczekałem się wreszcie DVD z tym filmem, zatem czas najwyższy odświeżyć sobie "Shiryo no wana" po wielu latach. Poza tym warto przypomnieć, iż japoński horror w latach 80-tych i na początku lat 90-tych był ze wszech miar intrygujący: z jednej strony ekstremalne gore (seria "Guinea Pig", seria "Guts of a Virgin"  będąca mieszaniną gore i pinku eiga, czy też nihilistyczna seria "All Night Long" Katsuyi Matsumury), z drugiej nurt cyberpunk/splatter ("Tetsuo", "Death Powder"). "Evil Dead Trap" Toshiharu Ikedy perfekcyjnie wpisuje się w tamtejszy czas stanowiąc jednocześnie hołd dla włoskiej szkoły horroru (Dario Argento i Lucio Fulci) i cielesnej grozy Davida Cronenberga.

"Dla Nami i dla tych, którzy nie mogą spać..."

Opuszczony, nadżarty rdzą kompleks budynków militarnych. W jednym z zapuszczonych magazynów dochodzi do bestialskiego mordu. Skuta łańcuchami i zakneblowana kobieta o oczach szeroko otwartych z przerażenia wije się bezsilnie, kiedy ostrze noża żłobi jej delikatne ciało. Powoli, metodycznie, coraz głębiej i głębiej... Z przebitego oczodołu wypływa strumień przejrzystej mazi. Trzymany w dłoni oprawcy nóż tnie powiekę, która eksploduje krwią. Na gołych piersiach niefortunnej Japonki pojawiają się pierwsze krwawe szramy... Kaseta video z makabrycznym spektaklem trafia do odtwarzacza Nami (Miyuki Ono), hostessy nocnego programu dla cierpiących na bezsenność. Zaszokowana dziennikarka postanawia wraz z grupką współpracowników odnaleźć budynek, w którym nakręcono ohydne video. Pomagają jej w tym ujęcia z wnętrza samochodu docierającego do niszczejącej amerykańskiej bazy wojskowej. Pięcioosobowa ekipa dziennikarska rozdziela się. "To nie jest plac zabaw!" ostrzega Nami przypadkowo napotkany tajemniczy mężczyzna, Muraki, być może spokrewniony z grasującym maniakiem. Pozostaje kwestia jak blisko. Wkrótce skąpane w błękicie korytarze pełzającego brudu spłyną krwią. Zamaskowany morderca w ciemnym płaszczu przeciwdeszczowym zaczyna systematycznie eliminować członków ciekawskiego kwintetu – przy pomocy wymyślnych pułapek i ostrych narzędzi. Czymże jest owa złowieszcza obecność, czająca się w wilgotnej ciemności korytarzy i jaki cielesny sekret skrywa?

Brutalny, sadystyczny i ponury shocker Toshiharu Ikedy zyskał sobie oddane grono zatwardziałych wielbicieli. Reżyser perwersyjnego pinku eiga "Sex Hunter" (1980) nie kryje fascynacji "Suspirią" (1977) Dario Argento próbując nawiązać do wysublimowanego koszmaru Włocha poprzez stylowe operowanie kolorami i użycie repetetywnej, pulsującej ścieżki dźwiękowej Tomohiko Kiry przypominającej najmroczniejsze dokonania grupy Goblins. W przypadku "Evil Dead Trap" fabuła schodzi na boczny plan zastąpiona wizualnym splendorem i deszczem robaków spadających na Nami. Obrzydliwe okaleczanie gałki ocznej nieodparcie skojarzyło mi się ze scenami przebijania / przecinania oczodołów w makabrycznych horrorach Lucio Fulci’ego "Zombi 2" (1979) i "The New York Ripper" (1982). Ikeda nie zapomina także o swych twórczych korzeniach odważnie czerpiąc z nurtu pinku eiga. W filmie są dwie sceny erotyczne, w tym dosyć brutalna sekwencja gwałtu połączona z duszeniem ofiary, a kończąca się morderczym upustem krwi. Z minuty na minutę nastrój grozy coraz bardziej narasta i przykuty do fotela widz nie wie, czego powinien się spodziewać. Przyczynia się do tego niekonwencjonalna struktura filmu, obfitująca w zaskakujące niespodzianki. Po ponad godzinie trwania "Evil Dead Trap" przepoczwarza się w cielesny cronenbergowski horror wymieszany w jednym tyglu z "It’s Alive" Larry’ego Cohena. Film ten niewątpliwie zainspirował także Jamesa Wana do stworzenia serii "Saw" ("Piła")... pokoje-pułapki, narzędzia tortur (kusza), błysk flesza aparatu podświetlający ciemność, pomalowana na biało i czerwono twarz z monitora video kojarząca się z lalką Jigsawa, itd. Pierwsza "Piła" bez wątpienia kopiuje pomysły z "Evil Dead Trap".

Ikeda twierdził, że jego film to czarna komedia ukazująca poprzez pryzmat satyry elitarny i wysoce zorganizowany świat mediów. Niżej podpisany zwartej dawki humoru tutaj nie dostrzegł delektując się zaś wyjątkowo krwawymi scenami morderstw. Dla przykładu jedna z ofiar upada na krzesło będące sprytnie zaaranżowaną śmiertelną pułapką. Wnet przebijają ją stalowe szpikulce ukryte w podłodze oraz w ścianie. Niesamowita scena gore gwarantująca solidny opad szczęki u oglądającego. W odróżnieniu od licznych gialli i filmów slasher morderca nie ujawnia motywacji działania. Tak naprawdę niewiele dowiadujemy się o przyczynie rzezi, tudzież o samej istocie nadnaturalnej bratniej więzi. Dlatego też nagłe wkroczenie filmu na terytorium cronenbergowskie ("Videodrome" i dzieci gniewu z "Potomstwa" się kłaniają) może się wydać niektórym cokolwiek absurdalne, udziwnione, doklejone na siłę. W "Evil Dead Trap" szaleństwo przybiera postać oblepionego czerwienią, żarłocznego płodu uwielbiającego zabawy w industrialno-zmechanizowanym otoczeniu. Spragnionego krwi i okaleczania.

Do "Shiryo no wana" dokręcono dwa sequele: surrealistyczny "Evil Dead Trap 2: Hideki" (1991) Izo Hashimoto i konwencjonalny thriller "Evil Dead Trap 3: Broken Love Killer" (1993) w reżyserii samego Ikedy. Oba nie dorównują jednak frenetycznemu oryginałowi. Japońskiego reżysera Toshiharu Ikedy nie ma już wśród nas. W grudniu 2010 roku popełnił samobójstwo przez utopienie się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz