czwartek, 15 stycznia 2015

La Casa del Tappeto Giallo/ The House of the Yellow Carpet (1983) - recenzja

Akcja "The House of the Yellow Carpet" Carlo Lizzaniego w dużej mierze rozgrywa się w klaustrofobicznym mieszkaniu młodego małżeństwa gdzieś we włoskim mieście. Franca (muza Érica Rohmera Béatrice Romand) w trakcie erotycznego snu powtarza imię swojego ojczyma. Kobieta wraz z mężem Antonio (Vittorio Mezzogiorno) postanawiają sprzedać zrolowany żółty dywan, który otrzymali w prezencie w trakcie wesela. W tym celu Antonio umieszcza ogłoszenie w lokalnej gazecie na które odpowiada telefonicznie pewien mężczyzna. Kiedy Antonio wychodzi z mieszkania (policja ma zamiar odholować mu samochód) Franca zostaje sama. Słyszy dzwonek do drzwi. Otwiera mężczyźnie w średnim wieku i ze sparaliżowaną ręką (znany z wielu filmów Ingmara Bergmana szwedzki aktor Erland Josephson), czyli potencjalnemu kupcowi dywanu. Wkrótce nieznajomy zaczyna psychicznie terroryzować i przerażać samotną Francę. Twierdzi że na tym samym żółtym dywanie ongiś zamordował swoją żonę. Każe jej mówić o wstydliwych sekretach z przeszłości. W sprzyjającym momencie Franca zabija prześladowcę jego własnym nożem. Czy aby na pewno?

"La Casa del Tappeto Giallo" bywa określany mianem teatralnego giallo. Nic w tym dziwnego, gdyż błyskotliwy thriller psychologiczny Carlo Lizzaniego stanowi przeniesienie na kinowy ekran sztuki teatralnej Aldo Selleriego "Theatre at Home". Tak naprawdę już tytuł filmu zwraca na siebie uwagę, bo cóż może być niepokojącego w żółtym dywanie (poza możliwością zawinięcia w niego zakrwawionych zwłok)? Osadzenie akcji "The House of the Yellow Carpet" w mieszkaniu młodego małżeństwa sprzyja wykreowaniu klaustrofobicznego nastroju, a scenariusz oferuje sporo subtelnego czarnego humoru i kilka niespodzianek. W odróżnieniu od innych gialli "La Casa del Tappeto Giallo" nie zawiera wielu brutalnych scen - mamy tutaj w zasadzie tylko zadźganie Erlanda Josephsona nożem oraz wstrzyknięcie heroiny pod oko. Lubię filmy, które umieją igrać z widzami, zatem muszę przyznać że "The House of the Yellow Carpet" spełnił moje oczekiwania. Zaledwie cztery postaci, a tyle sekretów. Absorbująca gra domysłów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz