środa, 9 września 2015

Rabid Dogs/ Cani Arrabbiati (1974) - recenzja

Recenzja opiera się na oryginalnej wersji zatytułowanej "Rabid Dogs" wyreżyserowanej przez Mario Bavę, wersję "Kidnapped" Alfredo Leone także miałem okazję widzieć, gdyż znajduje się ona na DVD Anchor Bay wraz z wersją oryginalną.

Lubię gotyckie horrory Mario Bavy, cenię również jego gialli, ale to "Rabid Dogs" (1974) znalazłby się niewątpliwie w czołówce moich ulubionych filmów włoskiego mistrza grozy. Z przyjemnością wróciłem do tego filmu po latach. Mario Bava (podobnie jak Dario Argento) był mistrzem w komponowaniu stylowych kadrów oraz użyciu kolorów, co odzwierciedlają zwłaszcza jego gotyckie dreszczowce z lat 60-tych np. "Blood and Black Lace" (1964) czy "Kill Baby, Kill" (1965). "Rabid Dogs" w odróżnieniu od jego horrorów stanowi brutalną historię kryminalną dość mocno osadzoną w rzeczywistości. To film szorstki, cyniczny i podły, ale jednocześnie ogromnie ekscytujący. Z zaskakującym i niezwykle gorzkim zakończeniem.

Czwórka gangsterów rabuje samochód, w którym znajdują się wypłaty dla pracowników przemysłu chemicznego. W skład gangu bezwzględnych kryminalistów wchodzą pełniący przywódczą rolę Dottore (Maurice Poli) oraz Bisturi (Don Backy) i Trentadue (Luigi Montefiori aka George Eastman). Czwarty z rzezimieszków zostaje zastrzelony w trakcie ucieczki z miejsca napadu. W wyniku skoku giną zamordowani kurier, strażnik, przypadkowy mężczyzna oraz pewna niefortunna zakładniczka. Rabusie biorą jako kolejną zakładniczkę Marię (Lea Lander, współpracowała z Mario Bavą przy "Blood and Black Lace") i uciekają jej samochodem. Porywają inne auto, które prowadzi mężczyzna w średnim wieku imieniem Riccardo (Riccardo Cucciolla). Z tyłu leży jego dziecko, które Riccardo ma zamiar zawieźć do szpitala w celu pilnego zoperowania. Kryminaliści zmuszają Riccardo, aby wywiózł ich poza miasto. Chcą w ten sposób uniknąć policyjnych blokad. W trakcie podróży narasta napięcie pomiędzy zakładnikami a Bisturi i Trentadue, ale Riccardo oraz Dottore starają się kontrolować sytuację na tyle, na ile mogą.

Ktoś kiedyś określił "Rabid Dogs" mianem "Ostatniego domu po lewej" w samochodzie. To dobre porównanie, choć "Rabid Dogs" niewiele ma wspólnego z nurtem rape and revenge. Co prawda Bisturi i Trentadue znęcają się nad Marią zmuszając ją do oddania moczu na stojąco, Trentadue ma na kobietę ochotę, ale do gwałtu nie dochodzi. Jednak "Cani Arrabbiati" wprost ocieka nastrojem klaustrofobii: z jadącego samochodu (zamkniętego pomieszczenia na kółkach) nie ma gdzie uciec, można jechać tylko tam, gdzie każe herszt bandy. W trakcie projekcji daje się wręcz wyczuć odór potu postaci i żar wewnątrz samochodu, któremu towarzyszy wspaniała ścieżka dźwiękowa Stelvio Ciprianiego.

"Rabid Dogs" stawia na realizm, pesymizm i mizantropię zamiast onirycznego odrealnienia. A mnie to absolutnie nie przeszkadza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz