poniedziałek, 2 listopada 2015

Clean, Shaven (1993) - recenzja

"Clean, Shaven", reżyserski debiut Lodge H.Kerrigana to niewątpliwie jeden z najbardziej depresyjnych filmów jakie kiedykolwiek miałem okazję oglądać, a widziałem już sporo ekstremalnego kina. Bezkompromisowa podróż w głąb umysłu paranoidalnego schizofrenika, który żyje w świecie nieustającej konfuzji. Główną postacią "Clean, Shaven" jest młody schizofrenik (i być może morderca dziewczynki z piłką) Peter Winter (niesamowita kreacja aktorska Petera Greene'a). Nawet jeśli dopuścił się straszliwych czynów to nie sposób tej dręczonej psychiczną chorobą jednostki znienawidzić. Na naszych oczach ma miejsce kompletna dezintegracja człowieka, który odłącza się od rzeczywistości. Mimo zmagań z chorobą Peter usiłuje odnaleźć swoją córkę, którą matka mężczyzny oddała do adopcji. Jednocześnie facet staje się swoistym transmiterem schizofrenii paranoidalnej. Dźwięki w głowie Petera zamieniają go w znerwicowany wrak, a lustra skłaniają go do obsesyjnego golenia i w konsekwencji samookaleczenia. Peter jest przekonany o tym że w jego głowie znajduje się radiowy odbiornik, a w paznokciu nadajnik, co prowadzi do dwóch szokujących scen. Neurotyczny gliniarz tropi potencjalnego mordercę dziewczynki - o ile Peter rzeczywiście nim jest...

W "Clean, Shaven" tradycyjna narracja schodzi na drugi plan, najważniejsze staje się namacalne przedstawienie schizofrenii, z którą zmaga się Peter Winter. Świat dla Petera staje się zimną i bezdenną otchłanią bez wyjścia. Dołujący nastrój filmu podsyca ścieżka audio pełna zgrzytów, szumów, trzasków i posępnych transmisji głosowych. Obejrzałem "Clean, Shaven" po raz drugi i nadal jestem tym w gruncie rzeczy skromnym i minimalistycznym filmem zafascynowany. Takiego natężenia negatywnych emocji nie powstydziłby się David Cronenberg czy Hisayasu Sato. Peter Greene w roli schizofrenika rewelacyjny; ba, ma się wrażenie że stopił się całkowicie z wymagającą rolą. Podobna ekspresja aktorska do niesamowitej roli Erwina Ledera w "Angst" (1983). Po ponownym obejrzeniu "Clean, Shaven" wiem jedno: życie schizofrenika paranoidalnego to egzystencja w piekle nieustającej mentalnej udręki.

2 komentarze:

  1. Miałem bardzo podobne odczucia, bardo surowy i wciągajacy klimat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wpis. W następnej kolejności polecam austriacki "Angst" (1983), o ile jeszcze nie widziałeś...

      Usuń