poniedziałek, 1 sierpnia 2016
Castle Party 2016 (fotorelacja)
Od trzech lat jeżdżę na festiwal muzyczny Castle Party w Bolkowie regularnie. W dużej mierze dlatego że line-up festiwalu zaczęły zasilać kapele metalowe i projekty dark ambientowe/ industrialne. Wychodzi więc na to że częściej bywam w Kościele ewangelickim niż na Zamku - koncerty w Kościele są bardziej kameralne i gromadzą mniejszą ilość widowni (czego nie można powiedzieć o koncercie XIII Stoleti w czwartek - wiem że słyszenia iż Kościół pękał w szwach, kobiety mdlały w ścisku, tutaj organizator definitywnie przesadził, ale jest to cenna lekcja na przyszłość). Także na festiwal wpadam na dzień, dwa - interesuję mnie głównie metal i dark ambient i pod tym kątem ustalam co warto zobaczyć, a co nie. Tak czy owak Castle Party wciąż jest bodaj najbardziej unikalnym festiwalem muzycznym w Polsce. Przynajmniej pod kątem atmosfery i publiczności, która na nim się pojawia. W zakresie ubioru dominuje czerń, czasem wymieszana z czerwienią bądź fioletem. Stroje są wymyślne, kreatywne, oryginalne, romantyczne, tajemnicze, mroczne, czasem lekko wyuzdane (lateks, moda wiktoriańska, futuryzm, etc.) Nie na darmo dziennikarze i reporterzy uganiają się na festiwalu za fantazyjnie ubranymi damami robiąc im zdjęcia do gazet. Iniekcja metalu w gotyckie żyły festiwalu sprawiła że baczniej zacząłem się przyglądać muzyce gotyckiej, choć tak naprawdę trudno mnie uznać za fana, bardziej za obserwatora - inna sprawa że muzyka gotycka jest niejednorodna, mieszają się tam różne wpływy i style muzyczne (elektronika, industrial, brzmienia punkowe, folkowe czy zmetalizowane). Festiwal skutecznie stawia na brzmieniową różnorodność - na Zamku obok gotyckiego rocka mogliśmy do tej pory usłyszeć np. Moonspell czy Paradise Lost, zespoły cenione wśród wielbicieli cięższych brzmień. Obie subkultury mogą ze sobą wzajemnie koegzystować. Osobiście obok wszelkiej maści muzyki metalowej (doom, death, black, etc.) zdarza mi się posłuchać gotyckiego rocka, industrialu, a dark ambient wprost uwielbiam. Nie widzę żądnych przeciwwskazań by oprócz brzmień metalowych eksplorować także inne muzyczne pejzaże. Uwielbiam gotyckie horrory z lat 50-tych, 60-tych i 70-tych (zwłaszcza włoskie np. Mario Bavy, Antonio Margheritiego) z ich niepowtarzalną aurą niesamowitości. Przydałby się jakiś kącik filmowy w ramach festiwalu, choć nie wiem czy coś takiego by się przyjęło. :-)
W tym roku pojawiłem się na dwa dni (piątek i sobota), choć karnet miałem zakupiony do niedzieli. Brak snu zrobił jednak swoje i już w niedzielę nadszedł czas powrotu do domu. W piątek w Kościele ewangelickim dominował black metal - po zakupieniu karnetu i udaniu się na pole namiotowe, na którym miałem nocleg zajrzałem do świątyni, by zobaczyć kilka rodzimych kapel z naciskiem na Sacrilegium i Furię. Nie zamierzam po kolei opisywać występów poszczególnych zespołów, bo trochę mija się to z celem (niektóre z zespołów już wcześniej tutaj opisywałem - po co zatem się powtarzać?). W zasadzie nie mam zastrzeżeń do doboru kapel grających w Kościele - wszystkie dały przyzwoite bądź rewelacyjne koncerty. Tak jak wspomniałem w repertuarze dominował black metal (Antiflesh, Outre, Sacrilegium, Furia), co akurat nie dziwi, gdyż obecna kondycja rodzimej sceny black metalowej jest wyśmienita. Po intrygującym gigu wrocławskiego Antiflesh (utrzymany w umiarkowanych tempach złowieszczy black metal) przyszedł czas na świetny koncert post-metalowców z Moanaa, którzy zaprezentowali kompozycję z nowego, mającego się dopiero ukazać bodaj we wrześniu albumu. Choć aktualnie po kapele z półek post-metal/sludge sięgam sporadycznie Moanaa niewątpliwie znajduje się w czołówce polskiego tego typu grania. Eksperymentalny black metal Outre potrafi słuchacza nieźle sponiewierać, a obecny wokalista zespołu Tymek Jędrzejczyk nie oszczędza się na scenie. Patent z opryskaniem stojących przy barierkach ludzi zaskakujący, choć niekoniecznie przyjemny. Mordor z Częstochowy to jedna z kapel obecnych już w latach 90-tych grająca old-schoolowy doom death z naleciałościami gothic rocka. Miło że zespół zaczął wykazywać aktywność koncertową, gdyż w Polsce mamy zdecydowany niedobór kapel doom deathowych czy funeral doomowych. Wolno, ciężko, klimatycznie. Przydałoby się więcej koncertów atmospheric doom metalowych w naszym kraju, choć doom metal (doom death, funeral doom, black doom) to nisza nawet w obrębie muzyki metalowej. Sacrilegium z Wejherowa to jeden z zespołów stanowiących podwaliny polskiej sceny black metalowej w latach 90-tych. W 1996 roku nagrali kultowy długograj "Wicher", a w 2016 roku powrócili z drugim albumem "Anima Lucifera". Ominął mnie koncert Sacrilegium w Gdańsku, toteż z przyjemnością wysłuchałem ich gigu w Kościele. Muzyka Sacrilegium na żywo jest pełna jadu, agresywna, epicka, nieco melancholijna. Szczerze mówiąc nie jestem jeszcze obeznany z "Anima Lucifera" - brakuje mi ostatnio czasu na systematyczne słuchanie muzyki, ale Sacrilegium w wersji live zaprezentowali się świetnie. Furia jak to Furia - zgromadziła mnóstwo ludzi i dała jak zwykle porywający koncert. Nic dziwnego że kapela Nihila jest tak hołubiona. Przyczynia się do tego nieprzewidywalna, specyficzna, raczej abstrakcyjna muzyka będąca przykładem udanego eksperymentowania z black metalową materią. "Kosi ta śmierć", "Ogromna noc", "Zamawianie drugie" - przy tych kompozycjach nie sposób być obojętnym. Koncert Szwedów z In Mourning widziałem wybiórczo - przyjemne granie, ale jakoś nie mogę się przekonać do melodyjnego death metalu i chyba już nigdy się nie przekonam. Nie obraziłbym się o inny zespół zamykający Metalowy Piątek na Castle Party 2016 np. szwajcarski Darkspace. Pomarzyć zawsze można. Na Zamku obejrzałem na sam koniec dnia koncert Holendrów z Clan of Xymox, zespołu powstałego w 1981 roku i z bogatą dyskografią, pionierów Dark Wave. Doceniłem piękne wokale oraz niezwykle żywe brzmienie Klanu, choć na ich muzyce nie znam się praktycznie wcale. Zapamiętałem jednak kilka zagranych piosenek: "She Is Falling in Love", "Emily", "Louise", "Farewell", etc. Udane zwieńczenie piątkowych muzycznych doznań.
Sobota stała pod znakiem dark ambientu i industrialu w Kościele i gotyckiego rocka na Zamku. Z zamkowych występów musiałem odpuścić koncert Blindead z nowym wokalistą (podobno wypadł świetnie) na rzecz In Slaughter Natives. Stwierdziłem że Blindead zobaczę pewnie jeszcze nie raz w Polsce, ISN niekoniecznie. Coś za coś. W ramach wolnego czasu przed koncertami rano udałem się na eksplorację młyna i starej opuszczonej garbarni, a potem na posiłek. Ale wróćmy do sobotnich występów. Dark ambient zaprezentowany w sobotę w Kościele ewangelickim był iście różnorodny: fabryczno-przemysłowy (Dead Factory - muzyka projektu Macieja Mutwila nasuwała mi na myśl widok walących się fabryk, pordzewiałej fabrycznej maszynerii i wypraw urbexowych w świat martwoty, rdzy i gruzu), oniryczny i relaksujący, acz nadal dość mroczny (Desiderii Marginis ze Szwecji) czy hipnotyczny i przerażający (Nordvargr). Szczególnie Nordvargr dał w sobotę wspaniały występ - stałem jak zahipnotyzowany chłonąc te piekielne i głębokie dźwięki pochodzące z najnowszego albumu Szweda "Anima Nostra" (2016). Sporą publiczność zgromadził także Bisclaveret Radosława Murawskiego i Macieja Mehringa kreujący specyficzną atmosferę grozy i obłędu. Szwedzkie trio z In Slaughter Natives (któż nie słyszał ich kawałka "Sacred Worms"?) przytłoczyło mnie wspaniałym, pulsującym od zła i szaleństwa dark ambientem/ martial industrialem - muzycy aby jeszcze bardziej wzmocnić przekaz użyli jako wizualizacji fragmentów ze słynnego art-housowego shockera "Begotten" z 1991 roku. Drugi po Nordvargr najlepszy występ w Kościele. Rosjanie z Phurpa dość długo rozkładali się na scenie, acz warto było poczekać, by doświadczyć ich rytualnej tybetańskiej mantry na żywo. Zdecydowanie jest to jednak muzyka dla cierpliwych słuchaczy, którym nieobce są medytacja oraz tantryczne buddyjskie rytuały (albo są spragnieni spirytualnych doznań). Mnie posłużyła jako swoista introdukcja do (choćby powierzchownego) zaznajomienia się z tybetańską tradycją Bon.
Jeszcze w trakcie rytuału Phurpa udałem się na Zamek, by posłuchać niemieckiej grupy Garden of Delight, która zagrała na CP 2016 jeden z trzech koncertów z okazji 25-lecia istnienia zespołu. Przyjemny koncert z dużą dawką rockowej energii. Około 23.30 na Zamku rozpoczął się koncert Fields of the Nephilim - pierwszy raz widziałem Carla McCoya wraz z zespołem w Warszawie w lutym 2014 roku. Nie da się ukryć że Fields of the Nephilim to nazwa, która elektryzuje nie tylko fanów muzyki gotyckiej, ale też metalowej. Do zespołu przyciągają mistycyzm widowiskowych koncertów FotN oraz głębokie, niekiedy demoniczne wokale McCoya. Twórczość Fields of the Nephilim hipnotyzuje widownię, rzuca na nią zaklęcia. To najprawdziwsza uczta dla uszu: muzyka przejmująca, transowa, melancholijna, chwytająca za serducho. Set-lista około 75-minutowego koncertu The Fields of the Nephilim przedstawia się następująco:
01. 24th Moment (Intro)
02. Dawnrazor
03. Moonchild
04. For Her Light
05. Love Under Will
06. From the Fire
07. Zoon III (Wake World)
08. Psychonaut
09. Last Exit for the Lost
10. Mourning Sun
Pozostaje mi zatem czekać na CP 2017. Moje propozycje co do line-upu Castle Party 2017 są następujące: My Dying Bride, Skuggsja i Killing Joke na scenie zamkowej, do Kościoła Arktau Eos z Finlandii (ritual dark ambient), Hamferd (epicki doom death z Wysp Owczych) oraz Darkspace (cosmic ambient black metal ze Szwajcarii). A nuż może któraś z tych nazw się pojawi w rozpisce festiwalowej na następny rok.
EDIT: 3 października 2016 roku pojawiła się informacja że My Dying Bride zagra na Castle Party 2017! Czyli moja sugestia została wzięta pod uwagę. Przybywam!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz