niedziela, 10 sierpnia 2014

Ilona Wiśniewska "Białe" - recenzja

Takiej książki o Spitsbergenie potrzebowałem. Może dlatego, że lubię marzyć o arktycznych skrawkach lądu, a od czasu mojego pobytu na Islandii owe marzenia się tylko zintensyfikowały. Tak naprawdę Spitsbergen wchodzący w skład archipelagu Svalbard zawsze leżał nieco w cieniu innych arktycznych wysp o których z lubością czytałem i poszukiwałem informacji, a mianowicie Jan Mayen (ależ bym chciał się wspiąć na czynny wulkan Beerenberg!) czy skalistej Wyspy Niedźwiedziej. Wiedziałem o Spitsbergenie podstawowe rzeczy: tam znajduje się wykuty w zmarzlinie skały Globalny Bank Nasion, opuszczone miasto (rosyjska górnicza osada) Pyramiden czy wreszcie tam docierają co roku polscy naukowcy (Hornsund, Polska Stacja Polarna) prowadzący badania meteorologiczne, sejsmologiczne, glacjologiczne, hydrologiczne czy geologiczne. Po przeczytaniu "Białe" Ilony Wiśniewskiej mogę z całą pewnością powiedzieć, że moja wiedza na temat Spitsbergenu stała się prawie kompletna. I nie potrzeba mi do tego Lonely Planet. Bo jeśli kiedykolwiek zawitam do Longyearbyen to jako przewodnik wezmę ze sobą "Białe" :-)

Wiśniewska zna się na rzeczy, gdyż mieszka na Spitsbergenie od czterech lat. Przygnała ją na Svalbard miłość do starszego o trzydzieści lat Birgera Amundsena. Zamieszkała wraz z mężem w Longyearbyen ("Latem jest tutaj jasno i zimno, a zimą ciemno i bardzo zimno"). O wielu informacjach, które Autorka przytacza nie miałem pojęcia. Nie wiedziałem, że na Spitsbergenie nie wolno posiadać kotów, gdyż te mogą się zarazić wścieklizną od lisów polarnych. Nie pamiętałem o katastrofie samolotu czarterowego z 29 sierpnia 1996 roku, który uderzył w zbocze Operafjellet (nikt nie usłyszał odgłosu uderzenia), czego rezultatem była śmierć wszystkich 141 ludzi na pokładzie. Nie miałem pojęcia o tym, że w Longyearbyen (mieście Longyeara) najliczniejszą mniejszość stanowią raczej skryci i izolujący się od innych mniejszości Tajowie. Iloma Wiśniewska dokładnie opisuje opuszczoną w pośpiechu od 1998 roku osadę górniczą Pyramiden, w której Rosjanie stworzyli coś na kształt komunistycznego mikrokosmosu. Akurat Pyramiden byłby miejscem, które bardzo chciałbym odwiedzić gdybym kiedykolwiek zawitał na Spitsbergen. W końcu jest to najprawdziwsze miasto-widmo, a w pomieszczeniach ongiś tętniącej życiem Piramidy wciąż znajdują się przedmioty powszechnego użytku pozostawione przez osadników w takim stanie jak w 1998 roku. Niezmiernie intrygujący jest także rozdział o kulisach powstania i barwnej historii Polskiej Stacji Polarnej w Hornsund, gdzie praktycznie co roku przebywają polscy naukowcy. No i rzecz jasna otwarty pod koniec 2008 roku Globalny Bank Nasion w którym (w temperaturze -18 stopni Celsjusza) znajduje się siedemset siedemdziesiąt tysięcy rodzajów nasion roślin jadalnych na wypadek globalnego zaniku gatunków w następstwie jakiegoś globalnego kataklizmu (największy skład nasion i depozyt tychże ma ogarnięta wyniszczającą wojną domową Syria).

Osobiście chyba najbardziej zaintrygowała mnie tragedia w Svenkshuset (Szwedzkim Domu), która miała miejsce w 1872-73 roku. Lubię takie historie, zatem przytoczę ją tutaj w skrócie. Svenkshuset to najstarszy dom na Spistbergenie. Zimą 1872-73 roku umarło w nim 17 mężczyzn, obywateli Norwegii. Ciała były owinięte brezentem, inne spoczywały na krzesłach, w łóżkach, na podłodze. Wpierw podejrzewano szkorbut, ale rozwiązanie zagadki okazało się o wiele bardziej groteskowe. Nieszczęśników zabiło spożywane jedzenie, a konkretnie puszki zalutowane ołowiem. Ołów skaził żywność i mężczyźni, którzy ją spożywali umierali jeden za drugim. Wyjaśniło się to dopiero w 2008 roku po analizie szkieletów pechowych mieszkańców Szwedzkiego Domu.

Fascynująca książka o fascynujących mieszkańcach Spitsbergenu i historiach związanych z archipelagiem Svalbard (zarówno tych mrocznych, jak i bardziej zabawnych np. dokarmianie niedźwiadka polarnego przez Birgera, reakcja naukowców z Polskiej Stacji Polarnej na wybuch stanu wojennego w Polsce 13 grudnia 1981 roku). Chętnie wrócę do niej kiedyś raz jeszcze, bo wyspy są opowieściami, a opowieści wyspami.

"W centralnym punkcie miasta (Pyramiden) stoi pomnik Lenina. Tylko głowa, ale wyniesiona na kilka metrów. Teraz jest szara, ale archiwalne zdjęcia pokazują, że wcześniej była pomalowana na złoto i połyskiwała w tym niezachodzącym słońcu jak cerkiewna kopuła." - cytat z książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz