piątek, 28 maja 2021

Kitchen Sink (1989) - recenzja

Kobieta wyciąga owłosiony płód z otchłani zlewu. W wannie ciepłej wody płód zamienia się w owłosionego człowieka... Taki zarys fabuły "Kitchen Sink" (1989) w zupełności wystarczy. Pamiętam pierwszy seans tego mrocznego krótkiego metrażu wiele lat temu i wówczas filmik wywarł na mnie spore wrażenie. Dzisiaj przypomniałem sobie o nim słuchając muzyki Coil, Skinny Puppy, Clock DVA, Of the Wand and the Moon, Atrax Morgue, etc. i przerywając słuchanie postanowiłem "Kitchen Sink" odświeżyć. No i owo dawne pozytywne wrażenie nie zniknęło. Piękne czarno-białe zdjęcia, oryginalny pomysł wyjściowy i chłodny, mroczny nastrój, który potrafi pochłonąć widza. Elegancko i tajemniczo ukazana tematyka podmiejskiej samotności i dążenia do perfekcji z doskonałą muzyką The Headless Chickens z NZ.

Pierwszy seans 31 lipca 2008 roku, dzisiaj kolejny. Wielbicielom "Eraserhead" (1977) Davida Lyncha, "Tetsuo" (1989) Shinya Tsukamoto czy "Singapore Sling" (1990) Nikosa Nikolaidisa "Kitchen Sink" powinien przypaść do gustu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz