piątek, 5 lipca 2013

Rodzina pustelników z tajgi





Wczoraj do snu słuchałem sobie EP-ki kanadyjskiego Agalloch "The White" z 2008 roku. Zacząłem myśleć o bezkresie syberyjskiej tajgi: o niekończących się, pokrytych od września do maja śniegiem lasach sosnowych i brzozowych, w których natknąć się można na wygłodniałe wilki i niedźwiedzie, o spiczastych szczytach gór, o strumieniach białej wody dziarsko przedzierających się przez wąwozy i doliny, o skutych lodem mokradłach. Nieskrępowana głębia dzikości krajobrazu syberyjskiej tajgi, gdzie ludzi spotyka się sporadycznie albo wcale. Zacząłem śnić o uciecze. Czy kiedykolwiek śniliście o ucieczce?

Latem 1978 roku grupa geologów podróżująca helikopterem szukała miejsca do lądowania gdzieś daleko od granicy z Mongolią. W obrośniętej lasem sosen i brzóz dolinie nienazwanego dopływu rzeki Abakan pilot (ku swojemu zaskoczeniu) dostrzegł ślady bytności ludzkiej. Ogród, który musiał tam być od dawna. W miejscu, w którym Sowieci nie spodziewali się odnaleźć żadnego człowieka. Po kilku dniach (gdy się bardziej wypogodziło) poszukująca rud żelaza czwórka geologów wróciła do miejsca wskazanego im przez pilota - przewodziła im Galina Pismenskaya. Natychmiast zaczęli natykać się na ludzkie ślady: ścieżka, kłoda położona na strumieniu, mała szopa wypełniona pojemnikami pociętych i wysuszonych pomidorów, wreszcie zniszczona przez czas i deszcz chatka przy strumieniu. Ktoś dostrzegł obecność obcych. Na spotkanie wyszedł im stary mężczyzna z długą brodą, z zaniedbanymi włosami, przestraszony, ale skupiony i pełen uwagi. Po chwili zaprosił gości do środka.

W brudnej, zatęchłej, rozpadającej się jednoizbowej chatce mieszkała rodzina składająca się z pięciu osób. Geolodzy zaczęli częstować tą nietypową familię z tajgi jedzeniem. Senior odmawiał. Jego dwie córki mówiły do siebie językiem zniekształconym przez lata kompletnej izolacji. Z czasem historia rodziny zaczęła wychodzić na jaw. Stary człowiek nazywał się Karp Lykov, był Starowiercem, członkiem ortodoksyjnej rosyjskiej sekty prześladowanej w Rosji od czasów Piotra I. W momencie przejęcia władzy przez bolszewików Staroobrzędowcy uciekali na Syberię, aby schronić się przed prześladowaniami. Tak też uczynił w 1936 roku Karp Lykov i jego żona Akulina, 9-letni syn Savin oraz 2-letnia córka Natalia. Pośród ostępów tajgi wybudowali siedlisko. W 1940 roku na świat przyszedł syn Dmitry, a w 1943 roku córka Agafia. Dzieci czytały jedynie modlitewniki i stareńki egzemplarz Biblii. Nauczała je Akulina. Rodzina nosiła kalosze z kory brzozowej, ubrania z konopi, mieli nawet własne koło do przędzy oraz dwa stare czajniki. I choć zaczęli polować na zwierzynę zmagali się z głodem - w 1961 roku, gdy spadł śnieg, z wygłodzenia umarła Akulina. Stary Lykov nie mógł uwierzyć, że człowiek wylądował na Księżycu, ale zaakceptował obecność satelitów na ziemskiej orbicie geostacjonarnej. Syn Dmitry wybudował własnoręcznie brzozowy piec, konstruował też wiadra z drewna brzozowego. Z czasem geolodzy zaczęli dostarczać rodzinie Lykova rozmaite rzeczy: wpierw sól, a potem noże, widelce, zboże, papier, długopisy, a nawet odbiornik telewizyjny.

Niestety rodzina zaczęła umierać na skutek kontaktu z obcymi, a konkretnie z powodu chorób, na które nie nabyli odporności. W 1981 roku w odstępie zaledwie kilku tygodni umierają dzieci: Natalia i Savin na niewydolność nerek, a Dmitry na zapalenie płuc (nie zgodził się na leczenie w szpitalu). Po pogrzebaniu zmarłych Karp i Agafia nie zdecydowali się opuścić tajgi mimo namów ze strony geologów. Stary Karp umarł we śnie 16 lutego 1988 roku. Agafia własnoręcznie pogrzebała ojca. Kobieta żyje do tej pory - samotne dziecko tajgi. Ma 70 lat. Warto obejrzeć o niej film. Pomijając jej fundamentalizm religijny i niechęć do nauki zachwyca mnie niestrudzony optymizm Agafii oraz godna podziwu adaptacja do najsurowszych warunków życia.

https://www.youtube.com/watch?v=tt2AYafET68

1 komentarz: