czwartek, 4 lipca 2013

Chiloé bastionem czarowników






Znajdująca się w południowym Chile (w Regionie Los Lagos) wyspa Chiloé stała się w 1880-81 roku areną procesu o czary, bodaj ostatniego w czasach historycznych. Wtedy to została również inkorporowana do Chile. Podróżnik Bruce Chatwin natrafił na ślady "męskiej sekty czarowników Mapuche krzywdzących ludzi"  w latach 70-tych XX wieku. Sekta zwana La Recta Provincia pozbywała się swoich wrogów za pomocą trucizny bądź "magicznych głębokich cięć" zwanych sajaduras. Czarna magia na Chiloé była praktykowana od wieków. Czarownicy zwani "Brujo chilote" ukrywali się w ponurej jaskini w pobliżu wioski Quicavi - w miejscu oświetlonym latarniami pokrytymi ludzkim tłuszczem. W jaskini według zeznań świadków żyły dwie kreatury chroniące jej sekretów: starożytnej skórzanej księgi oraz misy, która napełniona wodą pozwalała widzieć to, co przed widokiem ukryte. Stwór przypominający kozła zwany był 'Chivato' - zdeformowana niemowa pokryta świńską szczeciną. Drugi stwór zwany 'Invuche' został porwany jako noworodek; jego głowę obrócono o 180 stopni, złamana ręka została przytwierdzona do kręgosłupa, język przecięto na pół, by przypominał język węża. Nagi 'Invuche' żywił się ludzkim mięsem porwanych przez brujos małych chłopców oraz kocim mlekiem. Podobnież 'Chivato'. Mimo zeznań w trakcie procesu w 1880-81 roku nie wykryto jednak śladów złowieszczej jaskini. Niemniej w XIX wieku na wyspie doszło do wielu zgonów - ofiary zostały otrute. Członkowie sekty twierdzili również, że potrafili latać: musieli tylko użyć specjalnego słowa arrealhue oraz założyć magiczną kamizelkę. Nowicjusz wstępujący do sekty miał za zadanie ją uszyć, najlepiej ze skóry dziewicy lub martwego czarownika. Każdy czarownik dysponował swoim familiariuszem, a mianowicie jaszczurką, którą umieszczał za bandaną przytwierdzoną do głowy - umożliwiała ona przemianę czarownika w zwierzę bądź otwieranie zamkniętych wrót. Z kolei 'Caleuche' był statkiem-widmem, "zmieniającym kształt", który kierowany śpiewem czarowników mógł podróżować pod wodą czy pod wiatr. Żywił się duszami zmarłych marynarzy i topielców.

Kiedy czarownicy potrzebowali szpiegów używali do tego nastoletnich dziewcząt. Rozbierali je do naga, zmuszali do wypicia wilczego oleju i soku owocu natri - owa mikstura była tak trująca, że dziewczęta wymiotowały wnętrznościami, co było konieczne do ich przemiany w przypominające gawrony, długonogie ptaszyska, których krakanie miało być potwornie złowieszcze. Kiedy misja szpiegowska zakończyła się ptaki wracały na miejsce wyplucia wnętrzności, zjadały je ponownie, po czym przybierały ludzką postać.

Ceremoniały inicjacyjne polegały na 15-sto nocnej kąpieli w skutych lodem wodach rzeki Traiguén, po czym np. na zamordowaniu bliskiego krewnego czy przyjaciela, aby wyzbyć się skrupułów (najlepiej we wtorek) i trzykrotnym biegu wokół wyspy i jednoczesnym przyzywaniu Diabła. Po przejściu tych testów nowicjusz był wpuszczany do jaskini i okazywano mu magiczną księgę. Ceremoniały kończyły się ucztą, w której kosztowano mięsa martwych noworodków.

Faktem jest, że Chiloé była zhierarchizowana, gdyż dzieliła się na dwa Królestwa: wyższego Króla Payos oraz Króla Quicavi. Pod nimi znajdowały się/znajdowali się liczne królowe, namiestnicy oraz znachorzy. Ówczesny gubernator wyspy Louis Rodriguez Martiniano nie wierzył, że ma do czynienia z czarownikami, a jedynie z "mordercami i złodziejami". Niemniej przesłuchano w trakcie procesu ponad 100 członków La Recta Provincia i wykryto wiele morderstw. Dwóch członków sekty dostało kary 15 lat pozbawienia wolności, inni skazani dostali niższe wyroki. Od tej pory La Recta Provincia przestała istnieć. Jaskini brujos i magicznej księgi nigdy nie odnaleziono.

Uff, makabryczna jest ta chilijska mitologia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz