niedziela, 4 sierpnia 2013

Islandzka głębia i walka o przetrwanie







Niesamowita historia miała miejsce 29 lat temu 11 marca 1984 roku. Około godziny 11 w nocy 5 km na wschód od Stórhöfði na Heimaey (największej wyspie archipelagu Vestmann) wywrócił się do góry dnem kuter "Hellisey VE 503". Trójce marynarzy z pięcioosobowej załogi udało się wspiąć na kil zatopionego kutra, który po 45 minutach pochłonęły fale. Temperatura powietrza wynosiła -2 stopnie Celsjusza, morza 5 stopni Celsjusza. Z trójki ocalałych marynarzy przetrwał jedynie 22-letni sternik Guðlaugur Friðþórsson, pozostała dwójka umarła z wyziębienia i wyczerpania. Płynął przed siebie w zimnej wodzie Północnego Atlantyku, w której jego organizm powinien wytrzymać góra pół godziny. Kiedy Guðlaugur zrozumiał, że jest sam stał się skoncentrowany na przetrwaniu. Kierował się na zachód, w kierunku świateł latarni morskiej Heimaey. Rozmawiał z towarzyszącymi mu mewami. W ciągu 6 godzin dopłynął do wyspy... ku ocaleniu.

Guðlaugur miał na sobie dżinsy, koszulkę i sweter, nie miał obuwia. W trakcie walki o przetrwanie minęła go łódź rybacka, ale nikt z pokładu nie zauważył człowieka w wodzie. Nawet gdy dotarł na brzeg wulkanicznej Heimaey musiał wrócić do wody, aby opłynąć strzelisty klif. Potem już po wejściu na ląd wędrował gołymi stopami po polu wulkanicznej lawy, co skutkowało straszliwymi okaleczeniami i utratą krwi. Rozbił dłonią zamarznięty lód w wannie z wodą przeznaczoną dla owiec, aby się napić. 12 marca o godzinie 6.55 rano dotarł w wilgotnych ciuchach do domostw Heimaey. Po przebadaniu przez lekarzy temperatury ciała Guðlaugura okazało się, że wynosiła ona minimum 34 stopnie Celsjusza. Jednak przeżył. Przeżył dzięki ogromnej odwadze i determinacji, ale też dzięki swojemu tłuszczowi, który był zbliżony do tłuszczu foki.

Fascynującą historię Gulliego opowiada islandzki dramat "Głębia" w reżyserii Baltasara Kolmakura. Są pewne drobne różnice np. trawler rybacki nazywa się "Breki". Pięknie pokazana zostaje wulkaniczna wyspa Heimaey i zamieszkująca ją mała społeczność. Gulli, gdy już prawie ma opaść w głębiny przypomina sobie moment z dzieciństwa. W 1973 roku na Heimaey doszło do malowniczej erupcji wulkanicznej. Powstał stożek Eldfell (Góra Ognia), który wygenerował olbrzymie ilości lawy i popiołu. Erupcja wulkaniczna na Heimaey doprowadziła do ewakuacji na Islandię całej społeczności wyspiarskiej. Ludzie z czasem powrócili na wyspę i wspólną pracą odbudowali miasto i oczyścili je z wulkanicznego popiołu. Dlatego też Gulli z Heimaey stał się bohaterem narodowym Islandii. "Głębia" jest filmem przejmującym. Znakomicie ukazana została złowroga czerń oceanu, mroczna tafla, która przyzywa wciąż nowe ofiary. Doskonały montaż w momencie katastrofy sprzyja wykreowaniu atmosfery zagrożenia i terroru, a sceny w których Gulli wędruje boso po ostrym jak brzytwa polu lawy wywołują autentyczne dreszcze. Świetne kino islandzkie z domieszką survivalu.

Swoją drogą historia Gulliego przypomina mi farerskie i szkockie przypowieści o "selkie" (fokach).  Są to foki, które mogą przybrać postać ludzką po zdjęciu foczej skóry. Według rozmaitych wersji może to nastąpić raz do roku (w Noc Świętojańską) albo co dziewiątą noc. Po zdjęciu foczej skóry zatracają się w tańcu w jaskiniach i samotnych plażach. Kiedy kobieta (zamężna bądź niezamężna) pragnie poślubić mężczyznę-selkie wówczas musi udać się na plażę i uronić do morza siedem łez. Natomiast kiedy mężczyzna ukradnie foczą skórę kobiecie-selkie ta nie może wrócić do morza i musi go poślubić - pomimo tęsknoty za tonią oceanu (jeśli odzyska skórę natychmiast opuszcza domostwo i wraca w toń). Mit o "selkie" jest charakterystyczny dla farerskiego, islandzkiego, szkockiego i irlandzkiego folkloru. 'Selkie' to dusze ludzi, którzy utonęli w morskich odmętach...

"Djúpið" / "Głębia" (2012), reżyseria: Baltasar Kormákur, obsada: Olafur Darri Olafson, Jóhann G. Jóhannsson, Þorbjörg Helga Þorgilsdóttir, Theodór Júlíusson.

Na zdjęciach Guðlaugur Friðþórsson, farerski znaczek przedstawiający kobietę-selkie, erupcja Eldfell na wyspie Heimaey w 1973 roku, królowa burleski Ditta Von Teese wyglądająca niczym syrena w czerni oraz kadry z islandzkiego filmu "Głębia" (2012), dzięki któremu poznałem tą historię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz