czwartek, 15 sierpnia 2013

Obecność/ The Conjuring (2013) - recenzja






Wpierw kilka słów o mnie tytułem wprowadzenia. Jestem fanem kina grozy od wczesnego dzieciństwa. Pamiętam dokładnie moje pierwsze obejrzane za dziecka horrory z pirackich kaset video. Były nimi "The Evil Dead" (1982) Sama Raimiego oraz "Phenomena" (1984) Dario Argento (skrócona wersja anglojęzyczna pod tytułem "Creepers"). Potem (trochę za sprawą młodszego kuzyna) na serio zainteresowałem się filmową grozą. W 2003 roku zacząłem pisać dla serwisu Danse Macabre pod ksywką Embalmer (wcześniej recenzowałem obejrzane horrory na IMDb). Pisałem recenzje filmowe, artykuły, robiłem wywiady z filmowcami i aktorami, udzielałem się aktywnie na forach gatunkowych, obejrzałem grubo ponad 2000 horrorów i filmów eksploatacji w ciągu wielu lat fascynacji gatunkiem. Na horrory.com.pl (Danse Macabre) nadal znajdziecie wiele moich tekstów. Podaję linka:

http://www.horrory.com.pl/

O "Obecności" słyszałem wiele dobrego od znajomego Jacka Dziduszki od Pory Zwyrola, z którym spotkałem się przed koncertem Diamandy Galas w ramach Ery Nowych Horyzontów we Wrocławiu. Padały argumenty, że to fajnie opowiedziany i nade wszystko sugestywny horror. Z racji tego, że aktualnie - jeśli już sięgam po kino grozy to głównie odświeżam klasyki z lat 60-tych, 70-tych i ewentualnie lat 80-tych, a do świata kina grozy XXI wieku zaglądam bardzo sporadycznie - do opinii Jacka podszedłem z pewną dozą dystansu. No, ale jakoś "Obecność" chodziła mi po głowie, była w niej obecna. W końcu zdecydowałem się na wypad do kina. I nie żałuję...

W przypadku "Obecności" jednym z magnesów przyciągających widzów do kin była notka, że film opiera się na prawdziwej historii. Zacząłem się zastanawiać na ile "The Conjuring" bazuje na faktach. Nakręcono przecież mnóstwo horrorów rzekomo opartych na prawdziwych wydarzeniach, a później okazywało się, że jedynie mały fragment scenariusza odnosił się do jakiejś historii z przeszłości, a reszta była wytworem filmowej fikcji, zwierciadłem twórczej iluzji.

Wpierw o Edzie i Lorraine Warren, bo oni rzeczywiście istnieją (posiadają nawet własną witrynę internetową). On jest demonologiem, ona spirytualnym medium: razem zwalczają nadnaturalne byty i odprawiają egzorcyzmy. W tym miejscu od razu włącza się we mnie sceptyk, ale zostawmy to... Jedna z ich walk z nadnaturalnymi siłami odbyła się na Farmie Perronów i o tym chciał zrealizować film reżyser "Obecności", James Wan ("Piła", "Insidious", "Dead Silence"). Wróćmy zatem do Farmy Perronów... Siedmioosobowa rodzina Perronów (rodzice Carolyn i Roger + 5 córek: Andrea, Nancy, Christine, Cynthia i April) zamieszkiwała farmę w Harrisville, Rhode Island przez okres 10 lat. Nabyli ją zimą 1970 roku, wyprowadzili się w czerwcu 1980 roku. W 2011 roku Andrea Perron wydała książkę "House of Darkness House of Light" traktującą o nawiedzeniach, które miały miejsce na farmie. Lorraine Warren stała się konsultantem Jamesa Wana i scenarzystów, a rodzina Perronów wspierała film.

Najbardziej złośliwym duchem nawiedzającym farmę miała być zjawa wiedźmy imieniem Bathsheba Sherman (1812-1885). Zaczęto podejrzewać ją o bycie czarownicą, gdy oddany jej pod opiekę noworodek zmarł w tajemniczych okolicznościach. Autopsja stwierdziła, że śmiertelna rana w czaszce dziecka powstała od dużej igły do szycia. Bathsheba miała złożyć niemowlę w ofierze Diabłu. Wobec braku dowodów na to wskazujących jej imię oczyszczono, ale skaza w oczach sąsiadów pozostała. Rzekoma wiedźma zmarła 25 maja 1885 roku, jej ciało "zamieniło się w kamień" (co na pewno jest wierutną bzdurą). Miała też jakoby posiadać czwórkę dzieci (żadne z nich nie dożyło wieku czterech lat). Wiadomo o jednym dziecku Bathsheby, synu Herbercie Shermanie, który... uwaga... dożył sędziwego wieku, pracował jako farmer i założył własną rodzinę.

Farma Perronów przed ich przyjazdem zimą 1970 roku była miejscem dwóch samobójstw przez powieszenie, jednego przez zażycie trucizny, gwałtu i morderstwa na 11-letniej Prudence Arnold (dziewczynka faktycznie zginęła, ale w Uxbrigde, Massachusetts), dwóch utonięć, czterech śmiertelnych zamarznięć i innych zgonów. Tak przynajmniej twierdzą "Black Book of Burrillville", skompilowana przez Johna Smitha oraz Andrea Perron w swojej sensacyjnej książce. Obecni lokatorzy farmy Perronów, Norma i Gerry Sutcliffe także wspominają o przeżyciach paranormalnych typu głośne walenie w drzwi, głosy rozmów i szepty w pokojach, odgłosy kroków i otwierania drzwi w pomieszczeniach, wibrowanie krzesła, etc. Nic przerażającego do szpiku kości. No cóż, podobno inni uciekali z farmy krzycząc wniebogłosy. Ciekawy w "Obecności" jest też wątek lalki Annabelle. Jak twierdzą Ed i Lorraine Warren lalka była prezentem od matki dla studentki pielęgniarstwa Donny. Donna i jej współlokatorka, Angie zaczęły dostrzegać, jak lalka zmienia pozycje siedzące i samoistnie porusza się. Pisała także dziecięce wiadomości na pergaminowym papierze. Przyjaciel studentek, Lou twierdził, że lalka Annabelle chciała go w nocy udusić. Musiało zatem dojść do seansu spirytystycznego. Jego rezultat? Lalkę opętał duch siedmioletniej Annabelle, a dziewczynka, rzecz jasna, zginęła w tajemniczych okolicznościach. Na polecenie Eda i Lorraine odprawiono egzorcyzm domostwa, który załatwił sprawę, a lalka trafiła w posiadanie dwójki badaczy zjawisk paranormalnych.

Nasuwa się zatem pytanie: czy rodzina Perronów zmyśliła to wszystko? Osobiście byłbym skłonny twierdzić, że tak. W moim życiu nigdy nie doświadczyłem niczego nadnaturalnego, jestem również niewierzącym sceptykiem, niemniej od dawna fascynują mnie horrory i ich fizjologiczno-afektywna moc oddziaływania na widownię. Poza tym także ezoteryka potrafi przykuć moją uwagę i zostać poddana obróbce informacyjnej.

"Obecność" faktycznie momentami potrafi przyprawić o dreszcze. Oczywiście wpływ "Egzorcysty" (1973) czy "Amityville Horror" (1979) jest zauważalny, trudno temu zaprzeczyć. "The Conjuring" autentycznie przeraża, ale czyni to w subtelny i wyważony sposób. Strach i groza odczuwane w trakcie seansu zdają się nie być efektem sztucznej manipulacji, przez co stają się bardziej namacalne. Upadają rozmaite przedmioty czyniąc hałas i to wystarczy, by odczuć oddech grozy na ciele... a większość filmowców horrorów usiłuje straszyć widownię głośnymi partiami muzycznymi (pojawia się zjawa... boom... trzeba dać widzowi po uszach ścieżką dźwiękową!) Praca kamery jest fantastyczna, podobały mi się szczególnie ujęcia z pierwszej perspektywy (POV) oraz upside-down-spin (z dołu obracane). Wan operuje nastrojem grozy powściągliwie, aby uzyskać maksymalny efekt. Dopiero w trakcie finału (sekwencja egzorcyzmu na matce) groza staje się bardziej wyraźna, mniej subtelna. O aktorstwie mogę wyrazić się w samych superlatywach, jest autentycznie porywające.

Scenarzyści "Obecności" pracują już nad sequelem, gdyż trzeba kuć żelazo, póki gorące. Ja tymczasem zapraszam do kin.

Dla zainteresowanych strona 'pogromców duchów' Eda i Lorraine Warrenów:

http://www.warrens.net/

I jeszcze jedno. Ścieżce dźwiękowej Josepha Bishary towarzyszą wokale królowej mrocznej awangardy Diamandy Galas. 

1 komentarz:

  1. Jeden z lepszych horrorów, które miałam ostatnio okazję obejrzeć. Warto wybrać się do kina.

    OdpowiedzUsuń