środa, 10 września 2014

Bernd Heinrich "Wieczne życie: O zwierzęcej formie śmierci" - recenzja

Skromna książeczka emerytowanego biologa Bernda Heinricha rzuciła mi się w oczy za sprawą genialnej okładki. Przeczytałem o czym jest i wiedziałem, że muszę ją kupić i koniecznie przeczytać. Parę lat temu zagłębiłem się w świat "Trupiej farmy" za sprawą wyrazistej książki osteologa Billa Bassa. Zaintrygował mnie proces analizy stopnia rozkładu ludzkich zwłok w oparciu o aktywność owadów i ich larw. "Wieczne życie: O zwierzęcej formie śmierci" także zahacza o śmierć, ale tym razem w ekosystemach zwierzęcych. Heinrich poświęca tę krótką, ponad 200-stronicową książeczkę padlinożercom dbającym o to, by ze śmierci narodziło się życie, istotom wyspecjalizowanym w usuwaniu zwierzęcych zewłoków, a także wydalonych ekskrementów. Autor z ogromną precyzją omawia ich padlinożerną aktywność czasem nie oszczędzając raczej obrazowych opisów.

Najpierw poznajemy chrząszcze grabarze, które z wprawą grzebią truchła najrozmaitszych ssaków i ptaków. Dowiadujemy się o kolorowych muchach plujkach, które składają jaja na padlinie po to by mogły pojawić się i ucztować żarłoczne czerwie. Z ptaków padlinożernych (czyścicieli trupów) mowa jest m.in. o krukach, srokach, wronach i sępach. W bogatym uniwersum padlinożerców nie może także zabraknąć ssaków (wilki, hieny, szakale, lisy, itd.) Docieramy też do dna głębin oceanicznych, gdzie rozmaite organizmy w powolnym tempie konsumują opadłe tam zewłoki wielorybów czy płetwali błękitnych. Larwy żerdzianek i chrząszczy z rodziny kornikowatych i bogatkowatych pożerają od wewnątrz obumarłe pniaki drzew. Łososie po przepłynięciu do miejsca narodzin i odbyciu tarła masowo umierają - tak jakby wszystkie zmówiły się, by popełnić samobójstwo. Na wydatnych ekskrementach słoni pasą się rozmaite żuki gnojowe, które usiłują uszczknąć kawałek gnoju dla siebie lepiąc z niego kulkę i pchając przed siebie. Padlinożerna menażeria jest okazała i ze wszech miar interesująca.

Bernd Heinrich poświęcił lata na studiowanie zwierzęcej śmierci. Uważnie obserwował jak padlinożercy zajmują się zwierzęcymi zewłokami poddając je swoistemu recyklingowi. Oczyszczają biosferę, by zapewnić w niej miejsce na nowe życie. Transformacja jest w tym przypadku słowem-kluczem. Przykładowo zewłok myszy zostaje pożarty przez bakterie gnilne i czerwie. I ta zjedzona mysz stanie się np. żukiem czy częścią orła bielika. Natura nie lubi marnowania zasobów. Larwy zjadają ścierwo skunksa, a potem opuszczają miejsce posiłku udając się wszystkie w jedną stronę - w kierunku słońca. O niektóre zewłoki (zwłaszcza letnią porą) rywalizują rozmaici padlinożercy. Niestety wielu padlinożercom grozi obecnie wyginięcie np. sępom czy kondorom. Ludzie wytrzebili zwierzęcą padlinę, którą się one żywią. Ci sami ludzie, którzy pompują zmarłych formaldehydem, aby zapobiec procesowi gnicia, umieszczają zwłoki w zalutowanych stalowych trumnach i grzebią je na gruntach, które równie dobrze mogły by zostać wykorzystane pod agrokulturę. Dlatego też coraz większym powodzeniem zaczyna cieszyć się tzw. zielony pogrzeb. Fascynująca książeczka (wydawnictwo Wołowiec).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz