niedziela, 21 września 2014

Armada, Nebiros, Panychida i Arkona w Bazylu, 20 września 2014 (fotorelacja)



















W zasadzie nie ma sensu w tym akurat przypadku pisać jakiejś relacji, bo jak chodzę do Bazyla na koncerty regularnie to z takim rozczarowaniem się nie spotkałem. Nie chodzi o to, że zespoły nie stanęły na wysokości zadania, ale bardziej o kwestie organizacji tego koncertu. Ale po kolei. W Bazylu stawiłem się po 18.20 i od razu poleciałem na stoisko z merchem. Z racji tego że uzupełniam powoli swoją kolekcję death doom/funeral doomową na CD zakupiłem sobie od Eryka z Old Temple bułgarski symfoniczno-black doom metalowy Darkflight "Closure" (2014), Mournful Congregation "The Monad of Creation" (2005 - wreszcie, bo uwielbiam ten album, lepiej późno niż wcale), a także kompilację Desiderii Marginis "Thaw" z Zoharum. Jestem w trakcie słuchania wciągającego w przepastną otchłań dark ambientu Desiderii Marginis i zastanawiam się czy warto w ogóle pisać o wczorajszym koncercie.

Oczywiście wszystko zaczęło się z opóźnieniem, ale po występie Meksykanów z death metalowego Armada nic nie wskazywało, że zrobi się tak nerwowo. Meksykanie z Armada zaprezentowali intensywny śmierć metalowy set na który złożyły się kawałki z dema "We Were Born to Die" (2012). Widać że chłopaki lubią grać na scenie (i przy okazji łoić browary), zresztą odniosłem wrażenie, że zbratali się z polską widownią. Ich półgodzinny koncert został ciepło przyjęty przez widownię, może dlatego, że metalowcy z Ameryki Łacińskiej potrafią być szaleni. Problemy zaczęły się przy koncercie black metalowego Nebiros z Berlina. Słyszałem ongiś ich bluźnierczy black metalowy rzyg w hołdzie old-schoolowej prymitywnej szkole black metalu a la Beherit "Kurwa Satana" (2008), zatem chciałem zobaczyć ich na żywo. Nebiros zagrali pięć kawałków, ich potrwał może ze 20 minut i przerwali granie... choć widownia domagała się kontynuowania koncertu. Mnie też się on podobał, zatem niedosyt pozostał spory. Jeszcze większe kpiny miały miejsce z koncertem Czechów z Panychida. Honza ongiś podesłał mi ich najnowszy materiał "Grief for an Idol" (2014), płytka mi się spodobała, więc nadarzyła się idealna okazja zobaczenia Czechów z Plzeň na żywo. Co ciekawe, kiedy Panychida zaczęli grać pod sceną pojawił się pewien osobnik, który gestami nakazywał im, żeby przestali. Nie wiem jaka była jego rola w organizacji tego koncertu, ale co to kurwa ma być? Owszem, koncert był znacznie opóźniony, ale nie może być tak, że zespołom przerywa się w graniu, tym bardziej że ich rolą jest zaprezentowanie muzyki na żywo. Muzycy Panychida schodząc ze sceny po 15 minutach grania (zagrali zaledwie trzy kawałki!) byli autentycznie wkurwieni. Rozmawiałem potem krótko z ich wokalistą, który powiedział mi, że nie po to jechali setki kilometrów, żeby zagrać w Poznaniu trzy numery, a 19 września w Chorzowie bez problemu odegrali cały set składający się z 10 kawałków. Ba, podobno chciano, żeby ich koncert w ogóle został anulowany. Moja teoria jest taka: albo zespoły miały jakiś napięty grafik godzinowy i musiały się wyrobić w czasie albo po prostu pewne osoby próbowały ratować sytuację związaną z opóźnieniami chcąc by Arkona grała jak najdłużej (jako kapela najbardziej znana z tej trasy). Co i tak nie zostało spełnione, bo rodzima pagan black metalowa Arkona także zagrała z pięć numerów, w tym "Epidemia rozczarowania i nędza duchowa" oraz "Przyszły zdrajca chrześcijańskiej masy". Zdaję sobie sprawę, że Arkona daje świetne, pełne jadu i podniosłości koncerty, więc po ich króciutkim gigu opuszczałem salę ze sporym poczuciem niedosytu. Nadto w trakcie ich gigu doszło do przejawów agresji, których szkoda mi w ogóle komentować. Jako ostatni mieli zagrać black metalowcy z czeskiego Inferno... i w ogóle nie zagrali. Kpiny jakieś. Koncert w Poznaniu został zarżnięty przez opóźnienia i błędy organizacyjne. Oby taka sytuacja już się więcej w Bazylu nie powtórzyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz