piątek, 22 stycznia 2016

Przemysław Semczuk "Wampir z Zagłębia" - recenzja

O sprawie domniemanego seryjnego mordercy Zdzisława Marchwickiego napisano już mnóstwo, a na podstawie jego historii nakręcono nawet filmy fabularne i dokumentalne ("Anna i Wampir" z 1982 roku i "Jestem mordercą" z 1998 roku). Z tym że ów Wampir nie pił krwi tryskającej z ran zadanych młodym kobietom, on na kobiety polował w latach 1964-70 i zabijał je uderzeniami tępego narzędzia w głowę. Marchwickiemu przypisano 14 morderstw kobiet i 6 usiłowań - po dziś dzień uchodzi za jednego z najbardziej płodnych rodzimych seryjnych morderców. Rodzi się jednak zasadnicze pytanie: czy aby na pewno nim był? A może stał się po prostu kozłem ofiarnym komunistycznego aparatu sprawiedliwości PRL-u? Po lekturze książki Przemysława Semczuka "Wampir z Zagłębia" (2016 rok, wydawnictwo Znak) narosło we mnie mnóstwo wątpliwości. Zresztą jako osoba żywo zainteresowania historią polskiej kryminalistyki takowe wątpliwości miałem od dawna.

"Wampir z Zagłębia" rozpoczyna się poszukiwaniem grobu domniemanego Wampira, którego wraz z bratem Janem Marchwickim powieszono 26 kwietnia 1977 roku, a potem pogrzebano w nieznanym miejscu. Miejsce poszukiwań to katowicki cmentarz Panewniki. Autorowi książki Przemysławowi Semczukowi nie udało się znaleźć bezimiennego grobu Zdzisława Marchwickiego obok którego miał leżeć inny PRL-owski seryjny morderca Bogdan "Władca much" Arnold. Przypomina mi się dzień, w którym udałem się na poznański cmentarz Miłostowo, by odnaleźć groby trzech polskich seryjnych morderców, w tym Edmunda Kolanowskiego. Egzekucja braci Marchwickich i ich pochówek nastąpiły w tajemnicy, natomiast wielomiesięcznemu procesowi rodziny Marchwickich towarzyszyła medialna wrzawa. Na sali procesowej obok sędziów, prokuratora, obrońców i oskarżonych znalazło się wiele dziennikarskich gwiazd (np. Barbara Seidler) tamtych czasów oraz rzesze gapiów. Sam proces przypominał ówczesne reality show, to był teatr wzajemnych oskarżeń i mało wiarygodnych dowodów rzeczowych. Przykładowo do posłania Zdzisława Marchwickiego na szafot wydatnie przyczyniła się jego żona Maria, która chciała się go pozbyć. W końcu taka z niego była miernota. Wystarczyło oskarżyć męża o znęcanie się nad rodziną i zboczenia seksualne... i jak za uderzeniem czarodziejskiej różdżki stał się Wampirem.

Czy zatem Zdzisław Marchwicki był budzącym przerażenie w latach 60-tych Wampirem z Zagłębia? Czy był winny zarzucanych mu 14 morderstw kobiet i 6 usiłowań? Czy Zdzisław i Jan Marchwiccy nie zostali po ogłoszeniu wyroków zamordowani w majestacie prawa? Nie wiem i zapewne już nigdy nie dowiemy się tego do końca, ale w sprawie Wampira z Zagłębia wprost roi się od nieścisłości, błędów i perfidnych kłamstw. Odnoszę wrażenie że komunistyczne władze oraz podległy im aparat milicyjny desperacko chciały schwytać enigmatycznego mordercę kobiet, a że błądziły po omacku i sprawcy nie było to należało go wykreować. Zdzichu Marchwicki idealnie się do tego nadawał jako prosty, niewykształcony, sięgający po alkohol i introwertyczny pracownik kopalni "Siemianowice". Rodzina Marchwickich została zniszczona, jej poszczególnych członków szczuto wobec siebie i szykanowano. Wszystko to w majestacie prawa. Widać to zwłaszcza w trakcie słynnego przyznania się Marchwickiego do bycia Wampirem: był kompletnie zrezygnowany, osamotniony, przygnębiony, kompletnie nie umiał się bronić. Przerażająca perspektywa zimnego i wyrachowanego wymiaru sprawiedliwości, który nie cofnie się przed niczym, by udowodnić podsądnemu winę (nawet wówczas gdy jest niewinny). Napisany już w celi pamiętnik Marchwickiego, w którym opisywał swoje życie i popełnione zbrodnie (niektóre zmyślone) sprawia wrażenie dowodu wymuszonego, spreparowanego, dyktowanego. Pada argument że po aresztowaniu Marchwickiego morderstwa ustały. Oczywiście, ale one tak naprawdę ustały prawie na dwa lata przed aresztowaniem Zdzisława. A potem (od 1975 roku, gdy Marchwicki czekał na wykonanie wyroku) zaczęli grasować Joachim Knychała i Mieczysław Zub (od 1977 roku).

Zastanawia mnie wątek dwóch tarnogórskich listów oraz samobójczej śmierci Piotra Olszowego, psychicznie chorego malarza pokojowego. W nocy z 14 na 15 marca 1970 roku Olszowy zadźgał nożem żonę i dwójkę dzieci, podpalił willę gdzie mieszkali, po czym sam popełnił w niej samobójstwo. Olszowy był jednym z podejrzanych w sprawie Wampira z Zagłębia. 11 marca milicja otrzymuje zagadkowy list, w którym jest napisane: "to było już ostatnie morderstwo, więcej już nie będzie i nigdy mnie nie złapiecie". Może to Olszowy był seryjnym mordercą kobiet? Już się tego zapewne nie dowiemy, bo Olszowy wywołanym pożarem zatarł wszelkie ślady.

"Wampir z Zagłębia" bezlitośnie obnaża wątpliwe działanie komunistycznego aparatu sprawiedliwości, a autor mnoży pytania. Skoro jedną z ofiar była 17-letnia bratanica Edwarda Gierka Jolanta (zamordowana 11 października 1965 roku w Będzinie) musiała pojawić się silna odgórna presja, by sprawę szybko zakończyć i schwytać sprawcę za wszelką cenę. Trzeba więc było znaleźć kozła ofiarnego i go wrobić. Zdzichu Marchwicki doskonale się do tego nadawał. Książka Semczuka jest doskonała, mnoży wątpliwości i zaskakuje. Jednocześnie potrafi być przejmująca, smutna, ale też niekiedy zabawna (odzywki i prowokacyjne zachowanie homoseksualisty Jana Marchwickiego w trakcie procesu). Brakowało mi trochę archiwalnych zdjęć, ale oprócz sprawy Wampira z Zagłębia Semczuk wspomina o innych rodzimych seryjnych mordercach i dewiantach w osobach Karola Kota, Bogdana Arnolda, Joachima Knychały czy Krzysztofa Plewy "Pętlarza".

Na zdjęciach Zdzisław Marchwicki w trakcie pokazowego procesu oraz jego naśladowca "Wampir z Bytomia" Joachim Knychała, autor makabrycznych pamiętników napisanych w celi i seryjny morderca 5 młodych kobiet.

8 komentarzy:

  1. Może to trochę obok tematu, ale przy poruszaniu sprawy Marchwickiego i/lub Knychały zawsze przychodzi mi na myśl Mirosława Sarnowska. Główny świadek w sprawie Marchwickiego, później zamordowana przez Knychałę. Jak niewielkie jest prawdopodobieństwo, aby natknąć się w życiu (w Polsce!) na dwóch seryjnych zabójców. Sarnowska właściwie miała równie ogromne szczęście jak i pecha. Szczęście, że nie padła ofiarą pierwszego (jedynie widziała jak idzie za inną kobietą, późniejszą ofiarą - oczywiście abstrahując od tego czy w końcu był to Marchwicki, którego wskazała na okazaniu, czy nie). A jednak ostatecznie nie uniknęła takiego losu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam. Z tego co się orientuję to morderstwo Mirosławy Sarnowskiej w Chorzowie w dniu 6 maja 1976 roku dokonane przez Joachima Knychałę to był czysty przypadek, gdyż dla Knychały Sarnowska była obcą osobą. Ale w Paragrafie 148 o Knychale na Youtube pokazany zostaje moment okazania domniemanego Wampira z Zagłębia Sarnowskiej (data: 2 marca 1974 roku) blisko dwa lata po zabójstwie Jadwigi Kucianki. Natomiast nie mam pewności czy Knychała rzeczywiście uczestniczył w procesie Zdzisława Marchwickiego, bo opinie na ten temat są dwojakie. Knychała był interesującym przypadkiem. To właśnie jemu jest częściowo poświęcona książka Jana Widackiego "Zabójca z motywów seksualnych: Studium przypadku" (co akurat nie dziwi, gdyż Widacki badał Knychałę za pomocą wariografu), ale jakoś nie mogę jej zdobyć.

      Usuń
  2. Oczywiście, że przypadek i dlatego ta historia tak mnie porusza! Choć faktycznie, nigdy nie zastanawiałam się nad tym czy Knychała mógł ją zobaczyć na procesie Marchwickiego. Może dlatego, że wolę się nie przywiązywać do tego typu spekulacji. Zresztą tak samo ostrożnie podchodzę do kwestii naśladownictwa Marchwickiego przez Knychałę (ale tu mam już stricte psychologiczne rozważania).
    Mam tę książkę Widackiego, ale kupiłam ją dobrych parę lat temu i nie mam pojęcia gdzie (prawdopodobnie na Allegro). Jak mi się rzuci znów w oczy, to dam znać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie dlatego chciałbym zapoznać się z pamiętnikami Joachima Knychały, tudzież ich fragmentami, gdyż dały by mi one wgląd w psychikę seryjnego mordercy. W "Wampirze z Zagłębia" w rozdziale poświęconym Joachimowi jest zaledwie kilka zdań z owych pamiętników. Swoją drogą Wampir z Zagłębia, Knychała, jak i Paweł "Skorpion" Tuchlin z Pomorza mieli zbliżony modus operandi - nagły atak od tyłu na upatrzoną kobietę, zgruchotanie jej czaszki tępym narzędziem bądź jak u Tuchlina młotkiem, wreszcie czynności seksualne ze zwłokami ofiar.

      Usuń
  3. Znalazłam :)

    http://olx.pl/oferta/jan-widacki-zabojca-z-motywow-seksualnych-CID751-IDcfKxF.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Zrobiłem przelew i czekam na przesyłkę.

      Usuń
    2. Super! Cieszę się, że się udało :)

      Usuń
    3. Raz jeszcze dziękuję. Nawet już ją przeczytałem i zrecenzowałem.

      Usuń