wtorek, 28 stycznia 2014

La Casa del Buon Ritorno/ The House of Blue Shadows (1986) - recenzja







W prologu "La Casa del Buon Ritorno" w reżyserii Beppe Cino chłopiec przypadkowo powoduje śmierć koleżanki (jego siostry?), która spada z dachu czerwonej włoskiej willi. Przedtem dziewczynka straszyła chłopca kryjąc twarz za białą maską japońskiej czarownicy Onibaby. Mija piętnaście lat. Luca (Stefano Gabrini) powraca wraz ze swoją przyjaciółką (Amanda Sandrelli) na miejsce tragedii sprzed lat. Mężczyzna nie może się pogodzić ze śmiercią dziewczynki i zaczyna mieć obsesję na punkcie groteskowego manekina ją przypominającego. Zaczyna widzieć Lolę (tak nazywała się śmiertelna ofiara zabawy w chowanego, tak też nazwaliśmy naszą czarną kotkę) po pokojach domostwa i powoli tracić zmysły (albo ktoś próbuje go wpędzić w szaleństwo). Film wkracza na terytorium giallo, kiedy w willi pojawia się odziany w czerń i w maskę Onibaby nieznajomy o morderczych skłonnościach...

Kompletnie zapomniane giallo, które do tej pory nie doczekało się żadnego wydania DVD. Film bardzo elegancki i wysublimowany, o nieśpiesznej akcji i zagadkowej atmosferze. Można "The House of Blue Shadows" porównać pod kątem niepokojącego nastroju do arcydzieła Pupi Avatiego "The House with the Windows That Laugh" (1976) oraz dziwacznego giallo Francesco Barilli "The Perfume of the Lady in Black" (1974). Oba te filmy są znakomite, także jest to niewątpliwie doborowe towarzystwo dla "La Casa del Buon Ritorno" Beppe Cino. Choć "The House of Blue Shadows" odznacza się elementami typowymi dla giallo (brzytwa, odziany w czerń napastnik, trauma z dzieciństwa) pozbawiony jest niemal całkowicie makabry i nagości. Atmosferyczne lokalizacje (czerwona willa, budynek ze spiralnymi schodami) zapewniają dreszczyk emocji, podobnie jak elementy wizualne (zamaskowany manekin, upiorna biała maska Onibaby, stare fotografie zmarłej dziewczynki oraz czarne ubrania). Identyfikacja mordercy w finale nie powinna nastręczać trudności otrzaskanym z nurtem giallo widzom, choć nihilistyczny finał może zaskoczyć. Film obejrzałem z nieukrywaną przyjemnością chłonąc jego złowieszczą atmosferę i fantastyczną ścieżkę dźwiękową Carlo Siliotto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz