środa, 5 lutego 2014
Refleksje po przesłuchaniu "The Satanist" Behemoth
Początkowo miałem nie pisać o "The Satanist" (2014) Behemoth, bo w mediach jest o tej płycie cholernie głośno. Ale po odsłuchu zmieniłem zdanie. Pisanie bloga pozwala mi na staranny dobór tego, o czym chce pisać, a "Satanista" jest wyjątkowo udanym, by nie rzec doskonałym albumem. Założeniem DTB, BTH (przynajmniej pod kątem treści muzycznych) było promowanie mniej znanych zespołów/projektów z szerokiego spektrum (sub)gatunkowego, których twórczość z takich czy innych względów przypadła mi do gustu, ale narzucane reguły są po to, by je łamać.
Próbując się staranniej wgryźć w filozofię "Satanisty" muszę sięgnąć po booklet albumu, w którym Nergal pisze o tym, co go pcha do przodu w procesie tworzenia. Patrzę na otaczający mnie świat podobnie jak Darski: z pozycji obserwatora, daleko mi jednak z racji mego charakteru do chęci aktywnej partycypacji. Aby coś zaistniało coś przedtem musi umrzeć. Dwa przeciwstawne żywioły walczą między sobą, ale są nierozłączne. Doskonale to widać w trakcie erupcji wulkanicznej na Islandii, gdy wydobywająca się z ziemskich trzewi lawa topi pokrywę lodową powodując gwałtowne powodzie. Wówczas słońce zasnuwa całun mroku. W nas samych tkwi nieprzenikniona ciemność, lecz tak naprawdę niewielu ludzi jest tego świadomych. Ciemność, która fascynuje, przeraża, oblepia umysł i rozkochuje w sobie. Z ciemności wyzwala się sztuka, zdumiewający wytwór wyobraźni mogący być aktem blasfemii. Sztuka, która ignoruje religijne dogmaty i ograniczenia, strąca z piedestału złote cielce, wychodzi poza oczekiwania. Jej orędownikiem staje się Szatan, uosobienie wolności, niezależności, determinacji. Wolność ciała i wolność umysłu przestają być skute rdzewiejącymi kajdanami religijnych nakazów i zakazów. Chrześcijański kod moralności tłamszący wszelkie przejawy indywidualności traci na znaczeniu. Liczy się afirmacja życia, nieskrępowana wolna wola, upojenie drugim człowiekiem, jego pragnieniami, ideałami. A także sztuka - gwałtowna, intensywna, kalecząca, pełna sprzecznych emocji, obrazoburcza, transgresyjna: przykładowo w 1936 roku francuski postmodernistyczny filozof Georges Bataille założył sekretne spirytystyczno-okultustyczne stowarzyszenie Acéphale (Bezgłowy), w którym badał śmierć, cierpienie, składanie ofiar z ludzi, wyzwolenie się z więzów poprzez akt rozkosznego spełnienia. "The Satanist" Behemoth to w rzeczy samej ekstatyczne misterium black death metalu, dionizyjska orgia zmysłów; płyta, która w pewnym sensie redefiniuje zespół na nowo. Ale od początku...
W trakcie odsłuchu "The Satanist" nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że ten album to osobista proklamacja Nergala, który po udanej operacji przeszczepu szpiku narodził się powtórnie. I rzeczywiście z "Satanisty" wyziera drapieżna siła charakteru i rebeliancka ambicja. Nawet jeśli słuchaczowi Behemoth obca jest crowleyowska filozofia Thelemy liryki Nergala i Krzysztofa Azarewicza skłaniają do refleksji. I podobnie jest w przypadku "The Satanist", dziesiątego albumu studyjnego Behemoth. To płyta w każdym calu przemyślana, nic na niej nie jest przypadkowe. Już otwierający numer "Blow Your Trumpets Gabriel" zaskakuje wprowadzając do muzyki Behemoth element niepokoju, a to za sprawą wolnego początku przeradzającego się w crescendo agresji. Kolejny numer na płycie, czyli "Furor Divinus" to siarczysty, pełen blastów wyziew przypominający mi nieco opętańczy black/death serwowany przez austriacki Belphegor. W trzeciej kompozycji "Messe Noire" oprócz fantastycznej finalnej solówki pojawiają się delikatne naleciałości francuskiego Deathspell Omega w postaci złowieszczych gitarowych dysonansów (to naprawdę zadziwiające jak wielu artystów ze sceny black metalowej inspiruje Mikko Aspa; no cóż, czapki z głów dla DO). "Ora Pro Nobis Lucifer" charakteryzuje się potężnym, mielącym kości wiodącym riffem - to chyba mój ulubiony kawałek na "The Satanist", w dużej mierze dzięki precyzyjnie utkanej mrocznej atmosferze. Po nim z siłą szalejącego tornado nadciąga "Amen", w którym Inferno zdaje się dosłownie dewastować swój zestaw perkusyjny. Nokautujący cios przed wolniejszą kompozycją tytułową ("The Satanist") o rdzeniu rockowym z death metalowymi wokalami Nergala i furią blastów w końcówce. Z kolei w monumentalnym "Ben Sahar" mamy do czynienia z doskonałą synergią brutalnego jadu z melodyjną progresją. Potem uszy miażdży nieokrzesany "In the Absence ov Light". Miażdży i zarazem zaskakuje, a to za sprawą ustnej deklamacji Nergala ze "Ślubu" Witolda Gombrowicza w środku kompozycji (w tle towarzyszą jej akustyczna gitara i saksofon); prostych słów, acz pełnych mocy i siły, mogących stanowić swoiste credo "Satanisty". "The Satanist" wieńczy "O Father O Satan O Sun" - rozbudowany, epicki, demoniczny utwór nad którym unoszą się eteryczne widma Crowleya i Bataille'a oraz antyczne demony (Agathos czy grecko-egipski Bezgłowy Bóg Akephalos). Niesamowicie zróżnicowana i dynamiczna płyta, opus magnum bombastycznej blasfemii.
"Odrzucam wszelki ład, wszelką ideę
Nie ufam żadnej abstrakcji, doktrynie
Nie wierzę ani w Boga, ani w Rozum!
Dość już tych Bogów! Dajcie mi człowieka!
Niech będzie, jak ja, mętny, niedojrzały
Nieukończony, ciemny i niejasny
Abym z nim tańczył! Bawił się z nim! Z nim walczył
Przed nim udawał! Do niego się wdzięczył!
I jego gwałcił, w nim się kochał, na nim
Stwarzał się wciąż na nowo, nim rósł i tak rosnąc
Sam sobie dawał ślub w kościele ludzkim!" - Witold Gombrowicz, "Ślub"
Słówko jeszcze o zawartości DVD dołączonego do CD "The Satanist". Obejmuje ono blisko godzinny (doskonale zmontowany) koncert, który Behemoth zagrał w rosyjskim Jekaterynburgu 26 września 2013 roku oraz interesujący 30-minutowy dokument o powstawaniu "The Satanist" zrealizowany przez Grupę 13. Zwłaszcza film zasługuje na uwagę, gdyż jest bardzo plastyczny, wizyjny, utrzymany w czarno-białej fantasmagorycznej tonacji. Wypowiadają się Nergal, Orion i Inferno, zabrakło Setha do kompletu. Inferno wspomina, że gra na perkusji wprowadza go w trans, a Nergal mówi, że w muzyce ekstremalnej często brakuje mu emocji. W tej kwestii absolutnie się z nim zgadzam, gdyż sam szukam w muzyce metalowej szczególnych doznań.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz